To pierwsze konklawe, w którym Afrykanie będą mówić z pełną odwagą, nie bojąc się krytyki zgniłego liberalnego Zachodu. Wiedzą już, że tam nie ma żadnej przyszłości.
Na początku pontyfikatu Franciszka jeszcze się wstydzili. Czuli się gorsi, bali się Europy.
Teraz jest inaczej. Kardynał Fridolin Ambongo z Konga mówił publicznie, że Europa umiera i traci znaczenie. Sekretarz Dykasterii ds. Ewangelizacji abp Fortunatus Nwachukwu ogłosił, że Afryka „nie jest dzieckiem” i jej głosu nie wolno wyciszać.
Z kolei kardynał Baltazar Porras z Wenezueli twierdzi, że są duże szanse na kolejnego papieża z globalnego Południa, w tym z Afryki, bo tam mieszka 80 proc. katolików świata.
Z globalnego Południa był jednak również Jorge Mario Bergoglio. Nie miało znaczenia, skąd przyjechał. Miało znaczenie, czym myślał. Myślał progresywnymi teologami z Niemiec.
Istnieje duże ryzyko, że kardynałowie wybiorą kolejnego przedstawiciela Południa, który będzie sprawiać wrażenie człowieka godnie reprezentującego ten region, ale w istocie – sterowalnego duchowo i intelektualnie przez siły Rewolucji.
To jedno z największych niebezpieczeństw, którego – na szczęście! – świadomi są niektórzy najważniejsi kardynałowie z frakcji konserwatywnej, jak choćby Kurt Koch.
Oby dzięki ich działalności – a ta była w ostatnich dniach naprawdę szeroko zakrojona – kardynałowie tym razem nie dali się nabrać na „niemieckiego Południowca”.
Na zdjęciu kardynał Ambongo.
Autor: Paweł Chmielewski
Dziennikarz, publicysta, autor książek o Kościele katolicki, w tym o pontyfikatach Benedykta XVI i papieża Franciszka.
Zostaw komentarz