Kiedys daaawno, dawno temu, byłam w TVP na szkoleniu dla wydawców i szefów niższego szczebla. Był tam ówczesny wicedyrektor TAI śp. Andrzej Turski, a wśród szkolacych się – m.in Tomek Lis. W czasie dyskusji padło pytanie: jakiego reportera (prowadzącego) byś wolał – bardzo zdolnego ale niezbyt przykładającego się do pracy, czy może mniej „udanego”, ale bardzo zaangażowanego i przejętego. Pamiętam, że ku rozbawieniu zgromadzonych wybrałam tego drugiego… (nie bardzo pamiętam czemu oni się właściwie śmiali, ale dobrze pamiętam, że to był jakiś symbol mojej małej lotności).
A teraz już wiem, że miałam wtedy rację. W sprzyjających warunkach i z dobrym trenerem czasem drużyna ousiderów, może zacząć wygrywać mecze i całe igrzyska.

Dla mnie moja praca to ludzie. Tak sobie dziś nad tym myślałam, że z zespołem Biełsatu ( a zwłaszcza z jego częściami) byłam – jestem, tak zżyta, jak z niewieloma tylko przyjaciółmi. Z niektórymi pracowałam 17 lat,a nawet i dłużej, z innymi tylko 3 czy 4, ale codzienny dzień miał dla mnie właśnie ich twarz.
Część znam oczywiście słabiej, część lepiej (to w końcu prawie 300 osob) , ale wiem o wielu nich zadziwiajaco dużo. Może to trochę efekt funkcjonowania w większości wśród emigrantów, pozbawionych tu w Polsce oparcia, może efekt mojgo „matriarchalnego” sposobu sprawowania funkcji,(jak to nazywał moj mąż 😄.) ale fakt pozostaje faktem: znam często ich prywatne klopoty, wiem o sprawach rodzinnych, o małżeńskich problemach, o dietach, d¡ugach do spłacenia, chorobach, dzieciach 😊Z jakiegoś powodu o jakis czas ktos lądował przy moim okraglym , czarnym stole w gabinecie i siedział, siedział siedzial 😊 Aż Iwonka albo Ola popędzała.
I wiecie co? Uczucia zazwyczaj ( poza sztubackim zakchaniem) sa wzajemne i lubi się tego kto lubi ciebie. A ja moich wspołpracowników w ogromnej większości po prostu bardzo lubiłam.

Nie wiem czemu tak jest ale miałam jakieś niesamowite szczęście do ludzi. Co jakiś czas na swoich nieodłącznych, elektronicznych gadżetach oglądałam informacje, albo jakiś program i moglam szczerze zachwycić się profesjonalizmem prowadzacych, pomysłowością autorów. Wtedy zawsze zalowalam,ze przytpaczajaca wiekszosc
polskich widzow i czytelnikow nigdy tego nie zobaczy i nie doceni ze względów jezykowych. W dodatku inny alfabet…
Żeby powiedzieć prawde, to oczywiście nie zawsze bywało tak słodko, bo co jakiś czas, jako bardzo upierdliwa i wymagająca redaktorka z zawodu, zauważałam jakis błąd, niezręczność, niejasność.. . Wypisywałam elaboraty do autorów albo czasem przekazywalam uwagi przez moich zastępców – Beate czy Aleksego. Częściej dostawało sie portalom, bo fragmenty pisane latwiej jest przeczytać kilakrotnie 😊Miałam najlepszy chyba na świecie sekretariat, jakisho życzyłabym każdemu szefowi i pracowalam ze świetnym szefem finansów, z ktorym przez lata zgrywalismy się jak w zegarku, bo choć sama nie jestem systematyczna, to mam zrozumienie dla tabel i cyfr.
Bardzo chcialabym wymienić wszystkich tych z którymimpracowałam, bo o każdym niemal mialabym coś do powiedzenia. Kierownicy produkcji, technika, dzial ekonomiczny, znaleziona cudem w trzewiach TVP świetna specjalistka od umów, szefowie dzialow, ktore pomstrasznych wybojach ale z każdym miesiącem, i rokiem działały coraz sprawniej,
Mam taka szczegolna cechę, ze zazwyczaj nie przerazaja mnie pracownicy „trudni”. Czasem to wlasnie z osób broniacych swoich racji,(i czasem przez to ciut kłotliwych) entuzjastycznych i upartych wyrastaja najlepsi. Ale też o takich się dziś najbardziej martwię.

Codzień zaczynalam dzień i kończyłam z Biełsatem… I tak prawie 18 lat. Nie pytajcie mnie co mam zamiar robić teraz, bo muszę się po prostu nauczyć żyć inaczej.

Autor: Agnieszka Maria Romaszewska-Guzy
Polska dziennikarka prasowa i telewizyjna, dyrektor Biełsat TV, od 2011 do 2016 roku wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.