Zapachy tkwią w pamięci. I to tej dobrej pamięci zazwyczaj. Pamięta się zapach szarlotki, którą piekła babcia, zapach krochmalu z czyściutkiej pościeli…

Przez wiele, wiele lat pamiętasz zapach wody kolońskiej ukochanego (czasem nawet, gdy już zapomniałaś o tym ukochanym, to zapach poczuty gdzieś przypadkiem wydaje się dziwnie znajomy, ojej myślisz, ojej, ja to znam… aaa, no przecież…).

Pamięta się zapach długiego czerwcowego wieczoru, wilgotnej ziemi, kwitnących akacji, albo lip, zarośli, zapach lasu… Zapachu nie sposób opisać i nie sposób przekazać. Choć jest zewnętrzny wobec Ciebie, to jak go odbierasz jest tylko i wyłącznie Twoje i nie sposób tego opowiedzieć komuś innemu.

Ja jednak spróbuję.
Gdy za pasem ważna rocznica, na głowie sto trosk i masz wrażenie, że ta głowa zaraz ci pęknie, kolorowe lampki przypominają dzieciństwo. I nagle w wyobraźni czujesz zapach pasty do podłogi. Zapach domu szykowanego do Świąt, wyfroterowanej, drewnianej klepki, pomieszany z dotującymi się w kuchni potrawami… zapach bezpieczeństwa i dziecinnej radości. Wiesz, że będzie ciepło i przytulnie, że bedzie wyjątkowo, „magicznie” ( jak to słowo się okropnie zdewaluowało i zbanalizowało…), że za chwilę Tata włączy płytę z kolędami Mazowsza, która zacznie się od „Bóg się rodzi” i siądziecie do Wigili. Że dostaniesz jakieś wspaniałe prezenty, które spod choinki powedrują obok łożka, żeby popatrzeć na nie zaraz po obudzeniu… a rano zamiast śniadania będzie drożdżowe ciasto i makowiec z kawą i znów zapalona choinka…
Zapach terpentynowej pasty…

Autor: Agnieszka Maria Romaszewska-Guzy
Polska dziennikarka prasowa i telewizyjna, dyrektor Biełsat TV, od 2011 wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.