Nie muszę, ale Wam opowiem – wybrałem się na zakupy do „Biedronki”, którą nie powiem, że lubię, ale preferuję, bo jest przestrzenna, ma kasy samoobsługowe i automat do krojenia chleba.
Zakupy były średniej wielkości pieczywo, dżemy, marchewka, zielona liściasta herbata, pomarańcze, jabłka itp. ale posługiwałem się wózkiem. Wszystko poszło sprawnie, przy automatach kasowych nikogo nie było, płacąc kartą…. nie odczuwałem inflacji.
Przy przepakowywaniu zakupów do samochodu odkryłem z przerażeniem, że pod papierową torebką na pieczywo, którą wrzuciłem do wózka odruchowo … przemyciłem, no po prostu ukradłem „Biedronce” kawałek promocyjnego boczku. Z niewyraźną miną trzymałem w jednej ręce rzeczony dowód kradzieży, w drugiej zaś paragon.
Akurat napatoczył się znajomy, któremu zreferowałem moją drogę do grzechu przeciwko 7- memu Przykazaniu. Daj spokój Stachu — powiedział … w Biedronce oszukują na kasie, piszą, że promocja, a jak trzeba płacić, to jej nie uwzględniają… i sobie poszedł.
Wózek odstawiłem, odzyskałem złotówkę, wróciłem do marketu, za boczek zapłaciłem, bo to był naprawdę mały, ale bardzo za to mięsisty kawałek – 5 zł .
Wróciłem na ścieżkę cnoty.
Zostaw komentarz