W samolocie Boeing 737-8TV(WL) BBJ2 o numerze bocznym 0112 i nazwie „Ignacy Jan Paderewski”, który zbudowano zaledwie w listopadzie 2018 r., a Polska jest jego pierwszym użytkownikiem (po próbach i szkoleniu polskich załóg dostarczono go do Warszawy 29 października 2021 r.), doszło do awarii trymera.
Info wyciekło, a pan prezydent potwierdził opisując podłużne wahania samolotu.
To dość groźna awaria, bowiem jak wynika ze słów pana prezydenta, załoga walczyła o utrzymanie kontroli nad samolotem. Z Flight Radar 24 wiemy, że załoga zadeklarowała „Mayday!”, czyli lotniczy odpowiednik morskiego SOS.
Trymet sterowania podłużnego służy do zmniejszenia sił na wolancie, bowiem przy zmianach prędkości i stanie lotu (wznoszenie, opadanie) przesuwa się środek parcia na skrzydle, a ponadto w skutek zużycia paliwa dochodzi do zmian wyważenia płatowca. Samolot ma zatem tendencje do zadzierania nosa, albo do dawania nura w dół. Trzeba więc spowodować, by po puszczeniu wolantu, leciał on poziomo. Kiedyś realizowano to klapką wyważającą na sterze wysokości, a współcześnie głównie zmianą ustawienia całego statecznika poziomego – jego kąta zaklinowania, czyli kąta, pod jakim jest on ustawiony względem kadłuba.
Na 737-800 realizuje to silnik elektryczny napędzający przekładnie ślimakową, a sterowanie silnikiem odbywa się przyciskami na wolancie lub awaryjnie ustawionym pionowo dużym kołem obok pilotów (po prawej od I pilota i po lewej od II pilota).
Przypuszczalnie doszło do zwarcia, w wyniku czego silnik trymera w sposób nieoczekiwany przestawiał sobie statecznik jak chciał, a załoga usiłowała opanować samolot, który miał tendencje do bardzo niebezpiecznego rozkołysania podłużnego. Jeśli amplituda tych wahań przekroczyłaby pewną wartość, mogło dojść do tzw. runaway, czyli wyjścia poza zakres możliwej kontroli samolotu. Samolotowi groziło przeciągnięcie i gwałtowna utrata wysokości.
W tej sytuacji wyłącza się zasilanie trymera, co zapewne zrobiono, ale wtedy statecznik może być przestawiany już tylko awaryjnie owym kołem, co łatwe nie jest. Po zmniejszeniu prędkości do lądowania i przejściu na zniżanie trzeba się z samolotem mocno posiłować, pokonując mięśniami jego tendencje do zadzierania lub opuszczania nosa.
Jak wiadomo chłopcy dali radę i prezydent przeżył, by dalej bawić nas swoim angielskim, udawaniem twardziela i niepowtarzalną mimiką twarzy.
Swoją drogą, przytrafiają mu się te przypadki z samolotami jak jeden za drugim. Najpierw startuje sobie z Babimostu w niekontrolowanej przestrzeni powietrznej, potem LOTowska załoga funduje mu dramatyczne lądowania w Świdniku z nieustabilizowanego podejścia (jeszcze raz się udało!), a teraz trymer i Mayday….
Ktoś powie, nie jego wina.
Zaprzeczę. Niemal wszystkie te przypadki mają jeden wspólny mianownik. Nazywa się POGANIANIE.
Za czasów słusznie minionych (nawet jeszcze w 2010 r.) był zwyczaj wykonania oblotu. Przed lotem VIP brało się samolot (Tu-154, Jak-40) i robiło oblot wg ustalonego programu. Start, wyjście na ustaloną trasę, sprawdzenie hydrauliki, elektryki, sprawdzenie poprawności wskazań sztucznego, kursu, VOR/DME, RW, wysokości, rozpędzenie do przelotowej na wysokości pow. 5000 m, sprawdzenie trymera, wskazań kątów natarcia, itp. Powrót, podwozie, klapy na wszystkich kątach, sloty, lądowanie ze sprawdzeniem ILS/DME, ARK, po lądowaniu przerywacze, itd… Jak wszystko sprawne, samolot do hangaru i przekazanie BOR. Od tego momentu nikt nie miał się prawa do niego zbliżyć, a oni z pieskami do środka, pieski wszystko obwąchały, itd.
Potem samolot stał, aż odebrała go w asyście BOR załoga, przywitała pasażerów, na pokład, uruchomienie itd. Oblot robiono z reguły na 2-3 h przed lotem VIP, by w razie niesprawności zrobić oblot na innym.
Obecnie, zgodnie z metodyką nie robi się oblotu, bo istnieje możliwość pełnego sprawdzenia samolotu na ziemi systemami samokontroli, tak jak kiedyś było to niemożliwe.
Z tego co wiem od przyjaciół, to samolot był starannie sprawdzony, a mimo to awaria wystąpiła.
Muszę przyznać, że załoga zachowała się fantastycznie, z tego co wiem. Dobre tradycje w naszych Siłach Powietrznych najwyraźniej wróciły.
Po awarii szybko zawrócił i pan prezydent zmienił samolot na Boeinga 737 o numerze bocznym 0111 i nazwie „Roman Dmowski”.
Obwiniam natomiast samego PAD za wylot do Rzeszowa w ostatniej chwili. Powinien tam być znacznie, znacznie wcześniej. Nawet gdyby zmieniał samolot, nie spóźniłby się.
Autor: Michał Andrzej Fiszer Polski żołnierz, mjr rez. pilot, ekspert wojskowy, dziennikarz, wykładowca studiów strategicznych w prywatnej uczelni Collegium Civitas.
Zostaw komentarz