Odkąd pamiętam, mam ciągoty do uprawy ziemi. Może to dlatego, że jako gzub tyle na niej tyrałem. Sianokosy, żniwa, wykopki. Uprawa ( nie hodowla, Miastowi:) warzyw, truskawek. Uwielbiam gołymi rękoma babrać się w ziemi. Czuć jej zapach, strukturę. Odczuwać więź z Matką Ziemią, której mieszczuchy już zapomniały i czasami myślą, że pomidory, ogórki rodzą, w Polsce, w grudniu. A mleko leci z kranu. Jak woda.

Do tej pory miałem zwykłe grządki, ale z uwagi na to, że mamy dosyć kwaśną glebę ( mieszkamy blisko lasu) postanowiłem zrobić podwyższone. Takie jak na załączonym zdjęciu.

Niestety, na tych zwykłych, nie udawały się korzeniowe: marchew, pietruszka, buraki ćwikłowe.
W podwyższonych, mam taką nadzieję, będą zdrowo rosły.

Nie bawiłem się w zbijanie obrzeży grządek z desek bo raczej nie jestem manualny.
Zamówiłem gotowe, jedna sztuka 80 złotych. Przyjechały, aż z Myślenic.
Nie spełniają też wymogów wysokości.
Zasadniczo powinny mieć pięćdziesiąt cm, ale moje mają, około dwudziestu i to powinno starczyć.
Mam ich cztery.

Co dałem do środka?

Są dwie szkoły, falenicka i otwocka.

Ta pierwsza twierdzi, że na spód konieczny jest drenaż np. z drobnych gałązek, który przysypujemy ziemią.

Ta druga, moja, że na piaskach, jak w Sadowej, nie jest on konieczny.
Wystarczy zwykła agrowłóknina. Jest dostępna w każdym centrum ogrodniczym. Także w marketach budowlanych.
Na nią sypiemy ziemię do warzyw, koniecznie z torfem.
Można też zwykłą, uniwersalną, wymieszać z torfem albo gliną by grządka nie „puszczała” wody.

No i gotowe.
Tylko siać, sadzić.

Co się w nich udaje?

No, oczywiście warzywa.
Świetnie udają się ogórki, cukinia, pomidory.
Raczej szkoda jej do ziemniaków.
Także sałata i wszystkie korzeniowe.

A zatem, obfitych plonów życzę.