Czynienie prostych analogii między czasami dzisiejszymi a minionym jest zgoła nieuprawnione bo inne wtedy były warunki, inne postrzeganie świata przez ludzi. Czasami jednak kilka zdań zawartych w jakieś książce może oddać klimat i atmosferę teraźniejszości.
Tak jest z książką „Prawem i Lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w połowie XVII wieku”, Władysława Łozinskiego wydanej po raz pierwszy sto dwadzieścia lat temu. Niedawno ukazało się kolejne wydanie. Autor, dziennikarz, polityk, działacz społeczny i historyk Polski szlacheckiej wykonał tytaniczną pracę. Na podstawie setek zapisów w księgach grodzkich z owego czasu maluje obraz tamtej Polski, która – jeśli chodzi o cechy narodowe Polaków – niewiele się zdezaktualizował.
Już na samym wstępie Łozinski tak ten świat charakteryzuje – „Co za świat, co za świat. Groźny, dziki, zabójczy. Świat ucisku i przemocy. Świat bez władzy, bez rządu, bez ładu, bez miłosierdzia. Innym słowy: anarchia, brak poszanowania prawa, warcholstwo szlachty i niemoc władzy na wszystkich poziomach skutkujące: morderstwami, najazdami, kradzieżami itd.
W instytucjach prawa w Rzeczpospolitej panował chaos, stosunki sądownicze były skomplikowane, w wymiar sprawiedliwości wcale nie był sprawiedliwy bo zależał od pozycji społecznej tego, komu miał służyć. Procedury procesowo – sądowe były niejasne i zawiłe. I nawet jeśli po latach zapadał już prawomocny wyrok, to państwo nie potrafiło go wyegzekwować. Wygrany musiał sam brać w swoje ręce egzekucję wyroku „lewem” czyli pozaprawnie.
Można oczywiście powiedzieć – „to były inne czasy, dziś mamy demokrację”. Fakt, mamy, ale jaka to demokracja, w której to interesy partyjne przedkłada się nad dobro wspólne. Co to za demokratyczny kraj, w którego porządku prawnym panuje chaos i każda z władz powołuje się na „swoje prawo”. Jaki to przykład dla obywateli, od których wymaga się poszanowania prawa. Co za demoralizacja?
Przykłady Kamińskiego i Wąsika oraz – niestety – prezydenta Dudy pokazują, że można mieć w nosie ustawę zasadniczą albo zasłaniać się nią, kiedy jest to wygodne. Co ma czuć zwykły obywatel widząc, że głowa państwa dwa razy ułaskawia swoich kolegów skazanych nie za walkę z korupcją, ale za nadużycie władzy polegające m.in. na preparowaniu dokumentów? Zaraz po wyjściu z więzienia obaj oświadczyli, że nadal są posłami pomimo, że marszałek sejmu wygasił ich mandaty.
Mnie to przypomina warcholstwo szlachciców opisanych przez Łozinskiego, nie uznających sądowego wyroku infamii i szukających wsparcia u klamki magnatów.
Wracając do Łozinskiego – „co za świat, co za świat….w którym cnotliwym być trudno, spokojnym niepodobna” bo klasa polityczna na strzępy rozrywa polski kawał sukna.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz