Niestety, z odejściem Starego Roku 2024, nie odeszły z nim problemy związane z wojną na Ukrainie. Prezydent Wołodymyr Zełenski z chwilą jej rozpoczęcia robi wszystko by konflikt umiędzynarodowić.
Zwłaszcza teraz, gdy liczba dezercji w ukraińskiej armii drastycznie wzrosła. Jak pisał Marek Budzisz, w artykule „Po tysiącu dniach wojny”, („Sieci”, 16.12.2024, nr 51) „według oficjalnych danych od początku wojny rozpoczęto 100 tyś. dochodzeń, z których połowa to sprawy z ostatnich 12 miesięcy. Agencja AFP pisała, że może chodzić nawet o 200 tyś. osób, bo niektóre śledztwa dotyczą grupowych ucieczek z jednostek i frontu.
Ukraińscy komentatorzy wojskowi piszą, że największy problem dotyczy nowych brygad, właśnie formowanych, z których, zanim dotrą na front, potrafi zbiec jedna trzecia rekrutów. (…) anonimowy oficer 72. Brygady, powiedział, że jego zdaniem dezercje stały się jednym z głównych powodów, dla których siły ukraińskie musiały oddać nacierającym Rosjanom strategicznie ważną miejscowość Wuhłedar”.
Ponad to wielu poborowych przy pomocy skorumpowanych władz wyjeżdża za granicę unikając pójścia na front.
Dlatego Zełenskiemu najbardziej pasowałaby opcja przystąpienia Polski do wojny. Krokiem w tym kierunku byłoby zestrzeliwanie rosyjskich rakiet i dronów nad terytorium Ukrainy, czego domaga się on od dłuższego czasu.
Uważa, że „Skoro sojusznicy wspólnymi siłami zestrzeliwują rakiety i drony nad Bliskim Wschodem, to, dlaczego nadal nie ma podobnej decyzji, aby zestrzeliwać rosyjskie rakiety i drony nad Ukrainą?”.
Myślę, że nie tylko mnie zaskoczyła informacja ministra Radosława Sikorskiego, że poprosił USA o zgodę na zestrzeliwanie rosyjskich rakiet nad terytorium Ukrainy.
Jak stwierdził wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „Financial Times” (02.09.2024) „Polska i inne kraje graniczące z Ukrainą mają „obowiązek” zestrzelić nadlatujące rosyjskie pociski, zanim wejdą w ich przestrzeń powietrzną”. Jakoś tak się dziwnie składa, iż nie słyszałam by któryś z ministrów krajów graniczących z Ukrainą angażował się do działań zagrażających bezpieczeństwem swoich obywateli.
Przecież dla polskiego ministra spraw zagranicznych głównym priorytetem powinno być robienie wszystkiego, co jest w jego mocy byśmy się w nią nie zaplątali. A okazało się, że jest na odwrót.
Robi wszystko byśmy w niej uczestniczyli. Nie trzeba być jasnowidzem by wiedzieć, że gdyby to nastąpiło, to w pierwszej kolejności oberwie Polska. Wychodzenie z taką propozycją świadczy o tym, że nienawidzi Polski i Polaków. Zamiast jej bronić, robi wszystko by jej zaszkodzić. Byśmy wplątali się w wojnę.
Tym bardziej, że Amerykanie wcześniej twierdzili, że doprowadzi to do eskalacji konfliktu oraz że nie będzie to dobre dla Polski. Zgodnie z prawem międzynarodowym będzie to po prostu atak na Rosję i włączenie się do wojny. W takim wypadku nie działa art. 5 Traktu Atlantyckiego o wzajemnej pomocy.
Również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg odniósł się do pomysłu Sikorskiego, mówiąc, że jest przeciwny takiej koncepcji. Podkreślił, że NATO nie stanie się częścią konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Dla większości społeczeństwa działania naszego ministra na rzecz wojny nie robi żadnego wrażenia. Nie zdają sobie sprawy, co znaczy wojna. Wielu myśli, że jest ona czymś abstrakcyjnym i nawet gdyby się rozpoczęła to ich nie dotknie i nic nie zmieni w ich życiu. Wiedzę czerpie głownie z filmów fabularnych, w których bohaterowie wykazują się heroizmem i wracają do domu w blasku chwały, by żyć długo i szczęśliwie.
Na szczęście członkowie PO ocenili wkład naszego Radka w dbanie o polskie bezpieczeństwo co przełożyło się na sromotną porażkę w prawyborach.
Skoro nie wyszło ze strącaniem rakiet i dronów pojawił się pomysł wysłania w ramach misji stabilizacyjnej sił pokojowych, które będą oddzielać Rosję od Ukrainy. Misja miałaby się składać z 40 tys. żołnierzy, a dla zaspokojenia polskiego ego i przekonania do niej Polaków dowodzenie jednej z pięciu brygad miałoby przypaść Polsce.
Najprawdopodobniej liczba 40 tys. żołnierzy to wielkość zaniżona by nie wystraszyć europejskich społeczeństw. Według austriackiego eksperta wojskowego Franza-Stefana Gadiego, w misji może uczestniczyć około 100 000 żołnierzy, którzy będą rotacyjnie stacjonować na Ukrainie.
Pomysł forsuje prezydent Francji Emmanuel Macron, który gardzi polskimi elitami politycznymi niezależnie od rządzącej w danej chwili opcji politycznej.
Dariusz Wieromiejczyk, w artykule „Bojowe pianie koguta”, („Do Rzeczy”, 16.12.2024, nr 51) pisał: „Często daje się słyszeć wojownicze wypowiedzi prezydenta Macrona, dotyczące konfliktu Ukrainy z Rosją. Raz po raz ogłaszał on, że nie wyklucza wysłania na Ukrainę żołnierzy. Czy wyobraża sobie, że dla armii niezdolnej do utrzymania pozycji w N’jamenie i Ouagadougou łatwiejsze będzie postawienie na swoim w Odessie lub Charkowie? Przeciwnikiem, przed którym cofały się w pośpiechu francuskie kontyngenty wojskowe, były pozbawione ciężkiego sprzętu półbose afrykańskie milicje. Na Ukrainie może im stawić czoła dobrze wyposażona armia o większych od Afrykanów kwalifikacjach i doświadczeniu”.
Przecież nie ma znaczenia, czy jednostki francuskie są zdolne czy nie do pełnienia misji sił rozjemczych. Ich Rosjanie nie będą ruszać. Najważniejsze by polskie wojsko znalazło się na terytorium Ukrainy i zostało uwikłane w walkę z Rosjanami.
Tusk powiedział, że „dziś w Polsce nie rozważamy wysyłania gdziekolwiek naszych oddziałów”. Warto zwrócić uwagę na słowo klucz „dziś”. Dziś nie, a po wyborach wyślemy?
A gdy się już tam znajdą to należy się spodziewać, iż będą rozmieszczone na najtrudniejszych odcinkach. Za przesadne zaangażowanie w pomoc Ukrainie i nieustanne nakłanianie innych do jej udzielania Rosjanie nas serdecznie nienawidzą. Skorzystają z okazji by nam za to podziękować.
Co będzie w sytuacji, gdy zaczną nagminnie ostrzeliwać nasze pozycje i polscy żołnierze zaczną powracać do kraju jako inwalidzi bez rąk i nóg oraz w plastykowych workach? Co wówczas będą mówili rządzący, że nie przewidzieli takiej sytuacji? Czy wprowadzona zostanie ścisła cenzura i zapanuje cisza?
Gdyby doszło do takich zdarzeń czy NATO uzna to za atak na pakt i w odpowiedzi użyje siły i uderzy na rosyjskie pozycje? Osobiście wątpię. Pojawi się tysiące argumentów by nie interweniować. Czy jest to perfidny plan zastąpienia dezerterujących Ukraińców i uwikłania Polski w wojnę z Rosją? Należy domniemywać, że taki jest dalekosiężny zamysł „naszych serdecznych przyjaciół”.
Aby do takiej sytuacji nie doszło, rządzący powinni zrobić wszystko, by nasze oddziały bez względu na uzasadnienie nie znalazły się na terenie Ukrainy, gdyż jest to sprzeczne z polską racją stanu. W razie nacisków przez Amerykanów, Niemców, Francuzów powinniśmy umieć powiedzieć nie naszym sojusznikom, ponieważ mamy własne cele i interesy państwa, które w wielu sprawach nie są zbieżne z interesami naszych koalicjantów.
Foto: internet