Pozbycie się, w ramach czystek personalno wizualnych Koalicji 13 grudnia twarzy pani kapitan Straży Granicznej, która dzielnie wypełniała swoją funkcję w czasach naporu emigrantów zewnętrznych i wściekłych ataków wrogów wewnętrznych… otworzyło w mojej pamięci wspomnienie całkowicie moim zdaniem ad rem.

Było to na początku transformacji ustrojowej, która przekształciła strzegącą granic PRL formację … w Straż Graniczną, a mnie wywindowała nieoczekiwanie na stanowisko wójta nadgranicznej miejscowości. Wtedy to, pod koniec upalnego lata późnym popołudniem do mojego mieszkania zapukało trzech zatroskanych jegomości, którzy się przedstawili jako dowodzący w Gliwicach i Raciborzu oficerowie Straż Granicznej – zaniepokojeni doniesieniami ich tajnych informatorów, iż nowo wybrany wójt, znany w okolicy oszołom, w najbliższą niedzielę, po mszy w kościele ma zamiar … z liczną grupą mieszkańców przekroczyć most graniczny i wtargnąć na terytorium Czechosłowacji, po to, aby tym przestępczym gestem zademonstrować pogardę dla granicy dzielącej sąsiadujące ze sobą narody.

Bladzi, na sponiewieranych pewnie długoletnim piciem obliczach oficerowie, z wyraźną trwogą w głosie, ale niesłychanie przy tym uprzejmie – zaczęli mnie wypytywać, czy rzeczywiście mam taki zamiar?

W takiej bowiem udramatyzowanej formie przedstawiło im , ich osobowe źródło informacji – moje usilne starania o utworzenie przejścia granicznego w celu intensyfikacji kontaktów z sąsiadami. Co oczywiście było dalekie od prawdy, co po wyjaśnieniu z mojej strony – wprawiło dowódców w znakomity nastrój.

Pojechaliśmy zatem na most graniczny… przedzielony zasiekami i pasem starannie grabionego codziennie piasku.

Panowie powiedziałem – wstyd, żeby coś takiego paskudziło wygląd granicy, przecież dążymy do świata bez podziałów, są w dodatku tabliczki zabraniające jej przekraczania. W ten sposób uzyskałem od nich zgodę na usunięcie konstrukcji z drutu kolczastego, którą przyglądający się naszej wizji lokalnej mieszkańcy sąsiadujących z granicą domostw – błyskawicznie zdemontowali.

Następną moją inicjatywą z tej branży było – wywiezienie na – odbywający się od wieków, w drugą niedzielę września odpust w święto Matki Boskiej Bolesnej – do kościoła, usytuowanego na wzgórzu Cyvilin w Krnovie – 800 , słownie osiemset przeważnie starszych osób. W tym, wywodzących z dziada pradziada Morawian, autochtonów, których jakoś powojenna deportacja do Niemiec ominęła.

Byłem autentycznie wzruszony tym, kiedy to do budynku, w którym urzędowałem, na mój apel zaczęły się zgłaszać sędziwe, mówiące często wyłącznie gwarą babcie i leciwi staruszkowie, dla których możliwość wzięcia udziału w odpuście była powrotem, do przerwanej przez komunistyczne rządy po jednej i drugie stronie granicy praktyki – pielgrzymowania do Matki Boskiej Bolesnej.

Pod wpływem idei samorządowej omnipotencji, że wszystko jest teraz dozwolone, co nie zabraniają wyraźnie przepisy – ze Strażą Graniczną i celną załatwiłem, iż Urząd Gminy sporządzi imienne listy uczestników pielgrzymki. Następnie zamówiłem, ile się dało w okolicy autobusów, w sumie zebrało się ich 18 sztuk i dzierżąc spis ich pasażerów w garści, wymachiwałem nim przed oczami pograniczników na przejściu granicznym w Pietrowicach Głubczyckich. Zszokowani taką z mojej strony bezczelnością – wszystkich nas przepuścili. W ten sposób obie nacje, w przepięknej barokowej świątyni, do której palca nie można było wetknąć, taki był tam od bardzo dawana niewidziany tłum pątników – dziękowały Matce Boskiej Bolesnej za cud, który wyzwolił oba narody z jarzma komunizmu.

Wygląda jednak po ćwierć wieku, że nie do końca udało się zrzucić te okowy, bo jakimś diabelskim manewrem progenitura pezetpeerowskich aktywistów, pospołu z byłymi funkcjonariuszami SB , i ze zstępnymi aparatu ucisku i bezprawia, wykołowały ogłupiały od możliwości różnorodnego wyboru elektorat… utworzyła Koalicję 13 grudnia i usuwa z wizji nie tyko panią kapitan, ale wyrzuca z telewizji śniadaniowej charyzmatycznych ulubieńców np. ulubieńca mojej żony Kamela i innych. A ja tęsknię za p.Ogórek.