Najbardziej rzucający się dzisiaj w oczy syndrom współczesnych me(r)diów to swoiste sprzężenie zwrotne pomiędzy nimi a czytelnikami.

Wieloletnie traktowanie odbiorcy jako niezbyt rozgarniętego debila (co początkowo tłumaczono tym, że przekaz musi być maksymalnie zrozumiały) zadziałało w drugą stronę. Mamy więc papkę dla lemingów przygotowywaną przez coraz gorzej opłacanych lemingów me(r)dialnych.

Mój ulubieny polskojęzyczny portal der Onet z pomocą niejakiego Kamila Dziubki właśnie podsunął kolejny przykład. Oto w tekście „Putin robi przelew”, czyli jak PKW zabrała PiS pieniądze. Ujawniamy kulisy posiedzenia czytamy:

Jak wynika z protokołu, szef PKW sędzia Sylwester Marciniak w głosowaniach nad uznaniem konkretnych uchybień w kampanii PiS za każdym razem głosował przeciw, czyli wbrew większości członków komisji, za to na korzyść Prawa i Sprawiedliwości.

Wygląda na to, że zdaniem podążającego za tropem pisowskich śladów funkcjonariusza me(r)dialnego Dziubki sędzia NSA Marciniak najwyraźniej to pisowski kret pozostawiony po to, by uniemożliwiać Tuskowi przywrócenie demokracji takiej, jak on ją rozumie. ;)

W powyższym przeświadczeniu utwierdzają kolejne akapity cytowanego tekstu.

Jak wynika jednak z protokołu, w głosowaniach nad uznaniem konkretnych uchybień w kampanii PiS za każdym razem był przeciw, czyli wbrew większości członków komisji, za to na korzyść Prawa i Sprawiedliwości. Zresztą od początku posiedzenia Marciniak sugerował, że odrzucenie sprawozdania PiS nie będzie miało podstaw prawnych.

Oczywiście ani mru-mru o tym, że ta „większość członków komisji” stanowią wyłącznie ludzie partii i partyjek tworzących coraz bardziej niesławną koalicję 13 grudnia.

A przecież sędzia NSA Sylwester Marciniak przypominał,

…że w 2018 r. Kodeks wyborczy został tak zmieniony, że właściwie każdy może prowadzić kampanię wyborczą. Wcześniej ci, którzy robili to bez zgody pełnomocnika wyborczego, podlegali karze grzywny albo aresztu.

Według Marciniaka stan prawny jest taki, że komitety wyborcze w praktyce nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za omijanie przepisów regulujących zasady prowadzenia kampanii. Marciniak mówił, że partie korzystają z tej luki i często wykorzystują związane ze sobą instytucje.

Oczywiście zdaniem funkcjonariusza Dziubki fakt istnienia luki prawnej nie ma znaczenia, zaś wypowiedź sędziego Marciniaka to tylko mydlenie oczu „demokratycznej” większości PKW. Rzecz jasna w interesie PiS.

Aż dziw, że żurnalista ten na koniec tekstu przytacza opinię członka PKW, r. pr. Mirosława Suskiego, który przytomnie zauważył, iż „skandaliczne jest, aby premier polskiego rządu przyznaje się, że Campus Polska pomógł wygrać wybory, a w przypadku innego komitetu wyborczego wyliczamy naruszenia.”

Ale to przecież nic nowego. Pół wieku z okładem temu niejaki Jurek Orwell zauważył, że choć wszystkie zwierzęta są równe, to niektóre są równiejsze od innych.

By już nie wspominać o staropolskim przysłowiu o wojewodzie i jego wolności.

PiS jest po prostu mniej równy od innych partii i partyjek tworzących koalicję 13 grudniadziwnym trafem dysponujących absolutną większością 2/3 głosów w PKW.

Rzecz jasna w takim przypadku oczywistą oczywistością jest skarga PiS do SN. Ale zgodnie z Kodeksem wyborczym trafi ona do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, a ta z kolei… Sięgnijmy raz jeszcze do Dziubki.

Izba nie jest jednak uznawana przez obóz władzy i większość sędziów za legalne ciało. Status izby podważył również m.in. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

No i wtedy, cytując niesłusznie zapomnianą jakby Elę Bieńkowską – będą jaja.

No bo dr hab. Ryszard Balicki, prof. uniwersytetu we Wrocławiu, członek PKW z ramienia Koalicji Obywatelskiej, oczywisty zwolennik „zagłodzenia PiS” w jednej ze swoich analiz sporządzonych na zamówienie bywszego marszałka Senatu Grodzkiego pisał:

Podważenie prawidłowości wyboru osób wchodzących w skład Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych postawi bowiem pod znakiem zapytania skuteczność wydanych orzeczeń, w tym również postanowień dotyczących rozpatrzonych protestów wyborczych oraz uchwał dotyczących ważności wyborów.

Scenariusz, jaki się rysuje, jest taki. SN (wspomniana Izba) uchyli postanowienie PKW. W dalszej kolejności postanowienie SN spotka się z odrzuceniem przez koalicyjną większość w PKW oraz przez ministra finansów jako pochodzące od nielegalnego organu.

W takim przypadku społeczeństwo będzie zmuszone żądać nowych wyborów, bowiem ani jeden poseł, senator czy też -deputowany nie może wskazać, że jego wybór był ważny.

A to przynajmniej część społeczeństwa doprowadzi do uznania, że rządzą nami uzurpatorzy. Władza zaś, przez nikogo de iure nie sprawowana leży na ulicy.

Wspomnieć jednak należałoby nieżyjącego już trockistę Jacka Kuronia, który wyraźnie napominał:

Nie palmy komitetów, zakładajmy własne.

Tyle, że teraz nie chodzi o budowanie Państwa Podziemnego, ale funkcjonującego normalnie.

Co najwyżej później wyśle się Tuska i innych na jakiś… Madagaskar. ;)

5.09 2024

Ps. Pamiętajmy, że Lenin sięgając po władzę w Rosji (ok. 160 mln mieszkańców terenów niezajętych przez cesarskie Niemcy) dysponował raptem ok. 6000 bolszewików. Proporcjonalnie Polsce wystarczyłoby… 1425 zdesperowanych osób.