Bardzo konkretnie wytłumaczona dokonująca się na naszych oczach zmiana podstawowego paradygmatu kultury Zachodu.
„Słychać tu niewątpliwie pogłos Nietzscheańskiej proklamacji performatywnego (jak byśmy dziś powiedzieli) poznania: „prawdy się nie poznaje; prawdą się jest” oraz jego prognozy zastąpienia obiektywizmu – perspektywizmem.
Generalnie rzecz biorąc zaś, mamy do czynienia z wyraźnym
przeciwstawieniem się nowoczesnemu (i neopozytywistycznemu) ideałowi poznania jako dokonywanego z metajęzykowej perspektywy zewnętrznego oglądu bezstronnie, neutralnie, obiektywnie postrzeganych rzeczy (istniejących uprzednio i niezależnie od aktu poznania).”
Autorem jest dr Rafał Nycz z Instytutu Badań Literackich PAN.
To w takich kategoriach należy widzieć narastający trend performatywny w sztuce, domaganie się uznania „prawdy doświadczenia życiowego” przeróznych grup zmarginalizowanych, całą tę rewolucję „DEI” (Diversity, Equity, Inclusion) na uniwersytetach itd.
Postnowoczesność oznacza przede wszystkim rozpad obiektywizmu, podważenie jego sensu jako „dyskursu grup uprzywilejowanych” i jego zastąpienie „perspektywizmem”, który „nie ocenia”, ale stara się przywiązywać „taką samą miarę” do różnych „systemów poznawczych” – w ostateczności do różnych dyskursów indywidualnych, które są w pełni równoważne, gdyż każda „miara” jest bezprawną uzurpacją.
Ponieważ jednak nie da się praktycznie żyć w takim wielogłosie, to tłumione muszą być wszelkie dyskursy „przemocowe” – czyli takie, które domagają się wyróżnienia. Jest to jak gdyby uogólnienie sformułowanej przez Woltera zasady „nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”, która później doczekała się liberalnego powtórzenia u Karla Poppera a w jeszcze radykalnieszej formie u Herberta Marcuze.
Tak samo widzi świat uczeń Poppera – George Soros. Chodzi w tym wszystkim o to, aby społeczeństwo NIE WYTWARZAŁO UPRZYWILEJOWANYCH DYSKURSÓW, tylko w ramach jakieś radykalnej demokracji działało tak, żeby wszyscy aktorzy społeczni mieli dokładnie taki sam głos.
Aby cel ten mógł być zrealizowany, potrzeba uprzednio zniszczyć wszystkie „kontenery” w których kryje się odziedziczone uprzywilejowanie dyskursów, czyli po prostu – tradycję i jej instytucje.
Aby ten cel mógł być zrealizowany, potrzebna jest likwidacja państw narodowych, całkowite unieważnienie instytucji narodu, plemienia, rodziny, religii, itd. Podmiotem takiego świata są wyłącznie atomowe jednostki, które są wolne w zakresie swojej ekspresji, ale wyłącznie wówczas, kiedy są niezorganizowane. Każda bowiem forma ich samoorganizacji generuje domaganie się „uprzywilejowania” określonego dyskursu. Nad tym, żeby do tego nie dochodziło ma czuwać Rząd Światowy, którego jedynym w istocie celem jest podtrzymywanie tego stanu kompletnego niezorganizowania. Aby realizować ten cel może korzystać ze wszelkich uprawnień.
Jak widać – mamy tutaj wizję społeczeństwa jako roju, w którym jednostki mogą realizować swoją ekspersję, ale wyłącznie w zakresie prywatnym – rezygnując ze wszelkich aspiracji wobec tego, żeby ich wizja stała się powszechna. Aspiracje takie są same przez się rozumiane jako „przemocowe”, gdyż nawet skupienie się jednostek o określonym światopoglądzie wykucza wolność tych, którzy mają pogląd przeciwny a chcieliby zaistnieć w takim skupisku.
Jest to moim zdaniem wizja nie tyle utopijna, ale dystopijna. Obecnie świat Zachodu jest rozsadzany przez ten „perspektywizm” umocowany pod szczytnymi hasłami „inkluzywności i równości”. Nie da się budować rakiet kosmicznych, jeśli pracownicy firmy je budującej uważają magię za tak samo „równouprawniony” dyskurs co nauka. Nie da się mieć armii, w której nie obowiązuje jedna doktryna, nie da się żyć w mieście, w którym nie da się przejechać ulicą, bo zawsze ktoś na niej demonstruje. Tak rozumiana wolność wymaga coraz większej i coraz bardziej omnipotentnej klasy sędziów, którzy rozstrzygają wszelkie spory – ale oni przecież przez sam akt takiego stanowienia tworzą kolejny „uprzywilejowany dyskurs”. Są niejako protezą owego „rządu światowego”, który ma przyjść, kiedy system się domknie – jego awangardą.
I to właśnie dzieje się na naszych oczach. Rozpychająca się, wsobna i pozademokratyczna kasta sędziowska staje się „nad-władzą”, która autokratycznie decyduje o tym, który dyskurs jest dziś ważniejszy. Warszawski sąd uznał, że „Ostatnie Pokolenie” wyraża „ważny interes społeczny” i uniewinnił aktywistów tego ruchu. „Ostatnie Pokolenie” już zapowiada, że zablokuje Wisłostradę przed świętami Bożego Narodzenia i dzięki decyzji sądu będzie bezkarne. „Niezawisły” sąd podjął decyzję wg własnego uznania i własnej egzegezy „praw podstawowych”. Sam osądził co jest „ważnym interesem społecznym”.
Taki świat projektują współcześni postępowcy, którzy zapewne nie mają nawet świadomości tego, że realizują zapowiedź Nietzschego, ale działają w uruchomionym przez dawne idee w paradygmacie postępu nieuchronnie prowadzącym nas w stronę społeczeństwa-roju.
Zostaw komentarz