Na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich (tutaj) czytam:

„Przyczyną wzrostu liczby i długości aresztowań jest znaczny wzrost liczby wniosków prokuratorów o to od 2016 r. Mimo to sędziowie nie stali się w stosunku do nich bardziej krytyczni. Niezależnie od mnogości wniosków sądy statystycznie akceptują wciąż ponad 90%. Fundacja Court Watch wskazuje, że argumenty prokuratorów przyjmowane są często bezkrytycznie, a podstawy zastosowania są niejasną parafrazą przepisów.

Najważniejszym mankamentem postanowień sądów o aresztach są lakoniczne, wręcz pozorne uzasadnienia. Ani oskarżony, ani jego obrońca, często nie są w stanie dowiedzieć się, dlaczego sąd zastosował tak dolegliwy środek zapobiegawczy. Wbrew przepisom, z uzasadnień często nie wynika, aby rozważano wolnościowe alternatywy dla aresztowania. ”

W 2022 roku Sądy utrzymały w mocy aż 90 % decyzji prokuratorów, co jest znacznie wyższym wynikiem niż rok wcześniej (82%) i dwa lata wcześniej (79%).

Lwia część tymczasowych aresztowań uzasadnionych jest grożącą podejrzanemu wysoką karą. Innymi słowy: tymczasowe aresztowanie determinuje zarzut. Wystarczy, że prokurator postawi zarzut popełnienia przestępstwa zagrożonego karą lat 8 lub więcej i sąd od razu zastosuje areszt. Nawet jeżeli przestępstwo jest nieumyślne a sprawca się przyznał.

Bo dla polskiego sędziego postanowienie o tymczasowym aresztowaniu jest uroczystym potwierdzeniem wniosku prokuratora.

Kogo w Polsce ten problem nie dotknął, ten reaguje wzruszeniem ramion. Polak jest przyzwyczajony – tam gdzie państwo, tam zawsze krzywda i niesprawiedliwość. A sędzia jest dla Polaka jedynie członkiem wrogiej mu aparatury administracyjnej, z którym lepiej się nigdy nie widzieć w rolach urzędowych. To ciało obce i wrogie, gotowe w każdej chwili zrobić mu bez zastanowienia krzywdę.

Tak więc to, że polscy sędziowie klepią jak jakieś małpy wnioski o tymczasowe aresztowanie, to że w aresztach siedzi trzy razy więcej ludzi niż w 2015 r., to, że średni okres tymczasowego aresztowania w Polsce wynosi już ponad 9 miesięcy nikogo nie obchodzi.

Społeczeństwu taki stan rzeczy wyraźnie zdaje się odpowiadać. Wychodzą tu braki edukacji obywatelskiej i prawnej. Dlatego nie będzie tu drugiego Izraela – ludzie nie wyjdą na ulicę bronić sądów i sędziów. Świetnie wiedzą to nasi krajowi autokraci.

Tylko zastanówmy się przez chwilę: czy to nie jest ten sam mechanizm jak u Rosjan, którym odpowiada to, że Putin wysyła ich tysiącami na rzeź w Ukrainie?

Tą sytuacja powinna jednak obchodzić elity prawnicze, gdybyśmy je mieli. Ale mamy ich mało. I najczęściej nie są sędziami. A jak są, to za bardzo o tymczasowych aresztowaniach nie chcą dyskutować.

Pozostają mi więc rozmowy z kolegami – obrońcami sądowymi. Od każdego z nich idzie jasny przekaz: polityka karna znacznie się zaostrza, a obywatel coraz częściej musi walczyć z domniemaniem winy. Z kolei przeciwnikiem obrońcy na sali sądowej nie jest prokurator. Jest nim sędzia.

Dlatego obywatel, któremu się zdarzy (nie mówię tu o notorycznych przestępcach) trafić przed oblicze sądu, jest coraz surowiej przez ten sąd traktowany. Niedawno mój kolega, adwokat, prowadził sprawę, w której człowiek dostał 4 lata zakazu prowadzenia pojazdów. Za co? Za to, że będąc w stanie nietrzeźwości przestawił samochód na swoim podwórku.

Zastanawia mnie, czy naprawdę moi współobywatele chcą żyć pod aż takim srogim biczem „sprawiedliwości”?

Fot. BIP Biuro RPO