Hejka,
Mam pytanie do grupy. Jest tak, że na moim mieszkaniu o powierzchni 122 metry kwadratowe, jeden pokój zamieszkują w klatce świnki morskie, a we wszystkich bez wyjątku żyją pająki. Do wczoraj było tak, że świniaki były w klatce, a pająki zwisały w okolicach okien.
Wydawało mi się, że taka sytuacja jest akceptowalna przez nas wszystkich, zwłaszcza, że to ja ponoszę koszty utrzymania mieszkania, a świniaki i pająki jadą na tym na tzw. krzywy ryj.
Ale do czasu. Po umiarkowanym melanżu wieczorowo-nocno-nadporannym obudziłem się skulony do dotychczas nieznanych mi miniaturowych rozmiarów w klatce dla świnek morskich. Byłem taki mały, że nie mogłem w to uwierzyć.
Tymczasem po mieszkaniu biegały trzykrotnie większe niż normalnie świnki morskie. Biegały jak szalone. Widziałem je wszystkie z wnętrza klatki.
Żeby tylko nie sikały po dywanach, bo parkiet się wyczyści z odchodów szmatą, a dywany trzeba będzie prać. A to kosztuje. Bioły położył się w moim łóżku i udawał, ze czyta książkę, bo on alfabetu nie zna. Aluzja zamelinowała się pod czerwoną sofą ze sprężynami, sprowadzoną z Krymu. A Mała Świnka grasowała po kuchni.
I ja na to wszystko musiałem patrzeć zza krat klatki, w której one na co dzień bytują.
Do tego doszły pająki.
Te które zwisały w okolicach okien. Te największe, znaczy matki i ojcowie, ubrały się w pajęcze garnitury i uroczyście nakazały zwracać się do nich per Państwo Pajęczarstwo, względnie per Pająstwo. Bo to nie są zwykłe pająki. To środkowoeuropejska wyjątkowa kasta pająków. Te, które uznawały anglosaskie pochodzenie swoje, nakazywały zwracanie się do nich per Padzhonky.
Zza klatki, gdzie zostałem uwięziony, widziałem jak Pająki/Pająstwo/Padzhonky docierają się ze Świnkami Morskimi. Trudna to była lekcja. Następowały kolejne wojny między nimi.
W pewnym momencie, i jedni , i drudzy doszli do wniosku, że lepiej mnie wypuścić z klatki i mieć tzw. święty spokój.
Resume: rewolucje są bez sensu. Tylko przemyślana ewolucja ma sens. P.S. No chyba, że chodzi o nawrócenie.
Zostaw komentarz