Obserwowałem wczoraj w TV szamotaninę Wąsika i Kamińskiego pod sejmem. Przypominali dwóch małych, rozłoszczonych chłopców, których inne dzieci nie chcą wpuścić do piaskownicy bo kiedyś zabierali im zabawki i brzydko się bawili. I bynajmniej nie w „głuchy telefon”. Wizerunek PiS sięgnął bruku. Dosłownie i w przenośni. I taki poszedł w świat.
To było do przewidzenia, że wbrew wygaśnięciu mandatów obaj politycy, skazani prawomocnym wyrokiem i dwukrotnie ułaskawieni przez prezydenta, będą chcieli znów medialnie zaistnieć. Pretekst był idealny, szturm na sejm. Były gromkie okrzyki. Była nawet krew i przepychanki. Była zawzięta mina Jarosława Kaczyńskiego, który trochę bezradnie, próbował obwieszczać światu krwawą zemstę na Straży Marszałkowskiej za to, że broniła obu byłym posłom wejścia do gmachu parlamentu. W sumie, było raczej śmiesznie, jak strasznie. Raczej tragifarsa jak dramat.
Popatrzymy jednak z dystansu, co właściwie te obrazki mówią nam o PiS. Partii, która jeszcze trzy miesiące temu śniła sen o potędze i Kaczyńskim jako „zbawcy narodu”. Tak, tak. Było tak. Pamiętacie – „Jarosław Polskę zbaw”, wykrzykiwane przez rozentuzjazmowaną tłuszczę. A dziś, z mesjasza i zbawcy, pozostał nieporadny starszy pan, który nie umie pogodzić się z porażką.
Ano mówią one, że prócz chaosu, anarchii nie ma ta partia innej oferty dla Polski. A właściwie dla swoich wyborców, zwłaszcza tych o umiarkowanych poglądach konserwatywnych. To nie jest mój problem, bo ja na PiS nigdy nie głosowałem, ale rozumiem, że konserwatywna część Polaków chciałaby mieć w sejmie swoją reprezentację. Pytanie do nich, czy taką jaką wczoraj ( i nie tylko) pokazali jej politycy w szamotaninie pod parlamentem?
Myślę, że wielu z nich dwa razy się zastanowi zanim odda swój głos na nich w zbliżających się wyborach samorządowych i do parlamentu europejskiego. PiS zostanie jedynie twardy elektorat indoktrynowany przez ojca Rydzyka oraz jego rozgłośnię i Telewizję Republika, pokazującą równoległy świat.
Film spod sejmu pokazał jeszcze jedno, nieumiejętność pogodzenia się PiS z porażką owocującą – jak mówi mój znajomy psycholog – „sikaniem agresją”. Wymierzoną we wszystkich i wszystko co tylko wpadnie im pod ręce.
W swoim zawodowym życiu na pograniczu polityki i dziennikarstwa widziałem wiele partii, które zaczynały od górnego „c”, a kończyły dyszkantem. Dziś, opinia publiczna nawet nie pamięta ich nazw i nazwisk ich liderów. Bo łaska pańska na pstrym koniu jedzie, a łaska wyborców, bywa okresowa. Myślę, że z PiS będzie podobnie bo jej liderzy, a zwłaszcza Kaczyński, nie zrozumieli sygnału wysłanego przez suwerena piętnastego października ubiegłego roku. I dobrze się stanie. Płakać nikt po nich nie będzie.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz