Wojna na Ukrainie, która trwa dwa lata stała się już stałym elementem naszego życia, co widać w hojności Polaków. Nie czynię z tego zarzutu, po prostu tak się zazwyczaj dzieje, że po wybuchu altruizmu przychodzi przyzwyczajenie. Wszakże altruizm, pomoc charytatywna to nie „słomiany zapał”, ale nieustanna pamięć o potrzebujących pomocy.
Stała pod „Lidem”. W kolorowej sukience i „fartuszkiem” w barwach narodowych Ukrainy, żółtym i niebieskim , z napisem „pomoc dla Ukrainy” oraz nazwą fundacji na rzecz, której zbierała datki. Niepozorna, szczupła, z włosami związanymi „w kitkę”. Miała może z 15 lat. Z trudem trzymała przed sobą ogromną, tekturową puszkę. Nie była może zbyt ciężka, ale nieporęczna. Jak mi powiedziała, po godzinie już bolą ręce, a ostre kanty kartonu wrzynają się w ciało. Była wolontariuszką fundacji, która zbiera pieniądze na pomoc humanitarną dla ludności Ukrainy z, której, już na miejscu, kupowane są: żywność, leki, artykuły higieniczne itd. Jak stwierdziła, to jest jej udział w wysiłku wojennym swojej ojczyzny. Podobnie jak jej koleżanek i kolegów, którzy uciekli przed wojną do Polski. Nie robi tego codziennie bo chodzi do szkoły. Wymienia się z innymi wolontariuszami pracującymi na rzecz tej organizacji. Spytałem ją, jak wygląda dziś ofiarność Polaków, czy chętnie wrzucają pieniądze? Odparła, że coraz rzadziej. Niekiedy i przez godzinę nikt nie wrzuci nawet złotówki. Przyznała, że na początku wojny było znacznie lepiej. W niektóre dni, już po kilku godzinach puszka była pełne. I nie tylko od bilonu. Częstą trafiały się także banknoty o wysokim nominale. Obecnie, po kilkugodzinnym dyżurze, rzadko dno puszki jest przykryte. Faktycznie, przez prawie godzinę kiedy stałem obok niej obserwując jak jej idzie zbiórka, nikt nie podszedł. Zabiegani klienci sklepu nie zauważali jej, jakby była niewidzialna. Niektórzy, pod wpływem jej nieśmiałej prośby o datek, udawali, że szukają drobnych w portfelu, by po kilkunastu sekundach „szukania” gestem rozłożonych rąk dać jej znać, że ich nie mają.
Spytałem dziewczynkę co czuje, kiedy jej odmawiają lub udają, że jej nie dostrzegają? Odparła, że nie ma do nich pretensji bo po tych kilku miesiącach spędzonych w Polsce wie, że tu życie jest bardzo drogie. „Polacy i tak bardzo nam pomogli. Przyjęli nas gościnnie. Dali schronienie i żywność” – dodała z pewnym żalem, z trudem maskowanym na buzi.
Współczucia i altruizmu nie można z góry zadekretować. One biorą się z serca i wrażliwości, a każdy z nas ma inną. Może ta mała Ukrainka pod Lidlem jest właśnie takim symbolicznym apelem do naszych sumień by nie zapominały o potrzebujących pomocy w kraju ogarniętym pożogą.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz