Niestety – już od dłuższego czasu obserwuję rosnące odklejenie się red. Jakub Wiech od rzeczywistości. Jego publicystyka – nigdyś całkiem rzetelna jakoś źle się posunęła zaślepiona nieskrywanym entuzjazmem wobec europejskiej transformacji energetycznej.

Red. Wiech zdaje się już w ogóle nie dostrzegać wszechobecnych niepojących trendów i święcie wierzy w nieskończoną mądrość przywódców w rodz. Fransa Timmermansa. Jakoś nie udaje mi się u niego napotkać ostatnio żadnej refleksji na temat niepokojącej dezindustrializacji Europy, niebezpieczeństwa utraty bezpieczeństwa żywnościowego w skutek rosnących kosztów rolnictwa ponoszonych na skutek dociskania klimatycznej śruby, odpływu przemysłu chemicznego itd. Tak, jakby były to jakieś marginalne problemy, które jakimś cudem uda się przezwyciężyć dzięki nadzwyczajnym umiejętnościom planistycznym unijnych strategów.

Kłopoty Polski są zaś przez red. Wiecha oceniane jednoznacznie: samiśmy sobie winni odwlekając nieuchronne i teraz MUSIMY zapłacić tego wysoką cenę. MUSIMY i JUŻ.

Widać też, że red. Wiech jakoś nie czuje się zaniepokojony odwlekaniem polskiego programu jądrowego – wszystko ma nam powetować „malejący koszt energetyki odnawialnej”, chociaż nie bardzo wiadomo jak, skoro sama konieczna do tego, żeby tę odnawialną energię jakoś spożytkować modernizacja sieci energetycznej będzie nas kosztowała 1000 miliardów złotych, których w państwowej kasie nie widać a wszystkie inwestycje, które mogłoby się przyczynić do zwiększenia dochodów budżetu są przez obecną władzę skutecznie hamowane.

Oczywiście – zachodzi możliwość, że to ja jestem przesadnym pesymistą, ale – uważam – nieskończony optymizm red. Wiecha przechodzi ostatnio ludzkie pojęcie. Dobrze zapowiadający się dziennikarz stał się ostatnio – moim zdaniem – mocno niewarygodny w swoim entuzjazmie, na który nie widzę pokrycia.

Odnoszę nieodparte wrażenie, że dziennikarska niezależność została tu poświęcona na rzecz różnych „fruktów” związanych z obecnością w głównym nurcie zachodzącej transformacji. A to najnowszy model elektrycznego BMW do testów, a to zaproszenie na kolejną konferencję, a to kolejne zaproszenie „eksperta” do mediów… Widać się powodzi i pewno trudno z tego zrezygnować przyjmując nagle źle widziane krytyczne stanowisko. A może on już po prostu taki jest hurraoptymistyczny?

W kwietniu Jakub Wiech przekonywał w mediach, że „rząd ma duże pole manewru” jeśli chodzi o zmniejszanie opodatkowania kosztów energii. „Najbardziej prawdopodobny jest bon energetyczny” – przekonywał. W maju rząd przyjął nową ustawę energetyczną, z której wynika, że ów „bon energetyczny” będzie dostępny jedynie dla „osób o dochodach do 2,5 tys. zł”, czyli w praktyce dla zupełnie najbiedniejszych. Cała reszta wzrost cen energii odczuje bez ulgi. Jednak radość red. Wiecha jakby się nie zmiejszyła, gdyż rząd Tuska zamroził ceny energii dla gospodarstw domowych na poziomie 500 zł za MWh… ale tylko do końca bieżącego roku. Co będzie dalej nie wiadomo, ale czytam, że przedłużenie tego stanu na rok 2025 jest mało prawdopodobne.

Zarazem rząd przyjął wypracowany wraz z Komisją Europejską projekt dotacji do kosztów energii ponoszonych przez zakłady przemysłowe. Jest on dość szczególnie skonstruowany:

„Podstawowa kwota wsparcia wynosi 50 proc. kosztów kwalifikowanych, do 4 mln euro. Koszty kwalifikowane stanowi nadwyżka kosztów zakupu gazu ziemnego i energii elektrycznej ponad wzrost ich cen o 50 proc. pomiędzy średnią ceną z 2021 r. a okresem kwalifikowanym, czyli pierwszym półroczem 2024 r.

Z wyższego limitu mogą z kolei skorzystać firmy, które prowadzą przeważającą działalność w branżach wskazanych na liście w programie według kodów PKD i klasyfikacji produktów przemysłowych w UE – PRODCOM. Są to branże określone przez Komisję Europejską jako szczególnie narażone na utratę konkurencyjności względem firm spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Drugim warunkiem jest odnotowanie przez te przedsiębiorstwa w 2023 r. ujemnej wartości wskaźnika EBITDA lub spadku tego wskaźnika o 40 proc. względem 2021 r.

Limit pomocy dla tych firm wynosi 80 proc. kosztów kwalifikowanych, do 40 mln euro, przy czym po dodaniu pomocy otrzymanej w zwiększonym limicie do obliczania wskaźnika EBITDA za 2023 r. nie może on przekraczać 70 proc. swojej wartości za rok 2021 albo, jeśli wskaźnik EBITDA w 2023 r. był ujemny, nie może przekroczyć zera.

Jak wskazano, pomoc w obu kategoriach zostanie wypłacona w formie refundacji do 20 grudnia 2024 r. Zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej wnioskodawcy nie mogą zgłosić do kosztów kwalifikowanych więcej niż 70 proc. zużycia energii i gazu w analogicznym okresie 2021 r. Przedsiębiorcy uprawnieni do zakupu energii elektrycznej po ustalonej cenie maksymalnej mogą wnioskować o pomoc jedynie z tytułu kosztów zakupu gazu ziemnego.”

Kilka dni temu Grupa Azoty ogłosiła właśnie raport finansowy, z którego wynika, że:

„Ceny wszystkich surowców produkcyjnych w raportowanym kwartale odnotowały r/r również istotny spadek, który w przypadku kluczowego surowca, czyli gazu, sięgał 50% (wg notowań TTF). Niższe były również koszty jednostkowe mediów energetycznych, tj. energii elektrycznej i węgla. Spadki te jednak były niewystarczające do osiągnięcia dodatniej marży EBITDA.”

Skoro tak sytuacja wygląda podczas spadku cen gazu, to znaczy, że zysk operacyjny przedsiębiorstwa przed potrąceniem odsetek od zaciągniętych zobowiązań oprocentowanych (kredytów, obligacji), podatków oraz amortyzacji wartości niematerialnych i prawnych będzie już trwale ujemny! W jaki sposób przedsiębiorstwa tak dotknięte mają realizować konieczne inwestycje w modernizację energetyczną? – Nie wiadomo! Spółka sama zatem przyznała, że:

„W pierwszej połowie kwartału – podobnie jak w poprzednich okresach – brakowało efektywnych działań dostosowawczych po stronie Spółki do warunków rynkowych.” Czytaj więcej.

To jest błędne koło, o którym od red. Wiecha się nie dowiemy!