Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało… Słowa te, pochodzące z XVII – wiecznej komedii Moliera najwyraźniej oddają to, co stało się dzisiaj nad Sekwaną.

Nowy Front Ludowy, zupełnie tak, jak w przededniu II wojny światowej jego antenat, obejmuje władzę w Europie targanej wydarzeniami, którym lewica nie tylko nie potrafiła zapobiec ale wręcz wywołała je swoją dotychczasową polityką.

Radość francuskich tłumów jako żywo przypomina ten entuzjazm, jaki przepełnia wciąż jeszcze gorących zwolenników „naszego” premiera.

Tymczasem wyniki półrocznych rządów Tuska gdyby oczywiście wystąpiły w pierwszym półroczu rządów Zjednoczonej Prawicy spowodowałyby rewolucję.

I chociaż nazbyt wielu zwolennikom ryżej ekipy przyświeca hasło:

Ch.j z podwyżkami i bezrobociem! Ważne, że PiS nie rządzi!

to przecież widać już pierwsze oznaki trzeźwienia.

A że każdego normalnego człowieka najbardziej przekonuje własny portfel lada moment liczba zwolenników Tuska będzie znacząco mniejsza od jego przeciwników.

Podobnie sprawa wygląda we Francji.

Cóż z tego, że kraj pod względem czystości coraz bardziej zaczyna przypominać ostatnie lata PRL, że rosną strefy, do których boją się zapuszczać nie tylko urzędnicy, ale nawet francuscy policjanci, że na lekcjach najnowszej historii poświęconych Holocaustowi słychać oklaski i pytania – czemu tylko tyle???, a światli Francuzi zupełnie na poważnie rozpatrują powołanie dwóch państw w jednych granicach – jednego rządzącego się prawami szariatu i drugie świeckie?

I tak okazuje się, że największym wrogiem jest… prawica. Oczywiście wg lewackiej nowomowy SKRAJNA.

Ktoś dociekliwy chciałby się dowiedzieć, kto tworzy prawicę umiarkowaną czy choćby środkową, ale to najwyraźniej jest wiedza tajemna.

Co prawda w nazwach poszczególnych ugrupowań nie brak wtrętów, mogących sugerować ich częściową prawicowość, ale…

Ale zarówno koalicja 13 grudnia w Polsce, jak i nowy „front ludowy” we Francji są jaskrawym dowodem na oszałamiającą wręcz zdolność lewicy do przybierania różnych masek.

To nieprawda, że tylko w USA czy w Wielkiej Brytanii rządzą dwie partie, mniej więcej na zmianę. W kontynentalnej Europie rządzi lewica, raz po raz sięgając po władzę za pomocą różnych odrośli.

Dopiero kiedy (jak w Polsce) do władzy dochodzi prawica zaczyna się lewacki cyrk.

We Francji mogło być podobnie.

Macron jednak spiął pośladki i doprowadził do sojuszu ze skrajną lewicą. Już całkiem jawnie.

I wg wstępnych wyników to lewica Melenchona triumfuje.

Warto więc przypomnieć jego program wyborczy z 2017 r., kiedy to w wyborach prezydenckich uzyskał blisko 19% poparcia (Le Pen – 22,5%).

Przede wszystkim zamierzał wprowadzić 100% podatki dla najbogatszych, ograniczyć wynagrodzenie prezesa firmy tak, by nie mogło być wyższe niż 20-krotność uposażenia najgorzej opłacanego pracownika, poza tym 4-dniowy tydzień pracy i wydatnie zwiększone urlopy plus podwyżki minimum o 16%.

W sferze międzynarodowej zaś Francja miała wyjść z NATO, Światowej Organizacji Handlu i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Poza tym do roku 2050 energetyka francuska powinna być oparta wyłącznie na źródłach odnawialnych, co ma być połączone z likwidacją elektrowni jądrowych.

Od początku był przeciwnikiem jakiejkolwiek pomocy militarnej Ukrainie i uznawał słuszność rosyjskiej aneksji Krymu.

Wreszcie Melenchon stoi na czele lewicowego antysemityzmu, co skłania niektórych publicystów do nazywania jego ugrupowania islamolewicą.

Tymczasem obserwujemy kolejny triumf eurolewicy.

Na szczęście tym razem, by wygrać, musiała dokonać swoistego coming outu i ujawnić przyszłemu wyborcy prawdziwą ideologiczną tożsamość swoich odnóg.

A to powinno zaowocować w zbliżających się wyborach.

Bo przecież nikt nie wątpi, że tak w Polsce jak i we Francji będą one przedterminowe.

7.07 2024