1) Tak – geopolityka jest w Rosji uprawiana i jest jednym z filarów rosyjskiego myślenia o stosunkach międzynarodowych. Czy samo to dyskwalifikuje geopolitykę? – Wątpię. W Rosji prowadzi się intensywnie różne badania – gdyby sądzić po tym, to musielibyśmy uznać, że np. technologie energetyki jądrowej, to „rosyjski wysryw”.
2) Geopolityka jest uprawiana na całym świecie – także w Europie, USA, w Chinach, w Japonii. Jest po prostu jedną z ważniejszych perspektyw, poprzez które analizuje się stosunki międzynarodowe.
3) Są ważne zarzuty wobec geopolityki, że jest ona raczej wygodnym konstruktem opakowującym „prawdziwe przyczyny” decyzji politycznych, które są umocowane przede wszystkim w polityce wewnętrznej. Jednym słowem – krytycy geopolityki uważają, że jest ona formą wymierzonej w otoczenie międzynarodowe racjonalizacji działań liderów politycznych mających na celu utrzymanie się u władzy w swoich krajach.
4) Jednyą z bardziej sformalizowanych tego typu krytyk jest tzw. „geopolityka krytyczna”, której przedstawicielem jest właśnie oksfordzki profesor Klaus Dodds. Geopolityka krytyczna – jak sama nazwa wskazuje – stosuje metody marksistowskiej w duchu Teorii Krytycznej do krytyki geopolityki. W takim kontekście praktyki geopolityczne wynikają ze złożonych konstelacji konkurencyjnych idei i dyskursów wewnątrzkrajowych, które z kolei same wpływają i modyfikują to, co jest osnową geopolitycznej narracji liderów. Upraszczając, Dodds twierdzi po prostu, że narracja geopolityczna jest kształtowana właściwie jako ideologia, a nie jako obiektywna „wiedza bazowa”. W Polsce zwolennikiem takiego poglądu jest np. dr hab. Michał Lubina. Jak najbardziej uważam taką krytykę za ważną.
5) Co nie zmienia w niczym, że dyskurs geopolityczny – czy jako kształtowana przez dekady propoganda czy jako opis stanu faktycznego – wykazuje się wszystkimi cechami „długiego trwania” i poprzez to samo stanowi pewien obiektywny element rzeczywistości politycznej kształtujący postawy i przekonania decydentów.
6) Geopolityka jako taka mieści się w aparaturze pojęciowej tzw. polityki realnej, czyli polityki uznającej siłę i przemoc za „obiektywne” czynniki polityczne, które wymagają uwzględniania w planowaniu politycznym. Polityka realna stoi na stanowisku, że kiedy istniejący ład międzynarodowy przestaje obsługiwać interesy kluczowych graczy – dążą oni do jego zmiany i jeśli nie udaje im się tego osiągnąć metodami pokojowymi, to zaczynają się skłaniać do użycia środków wojskowych w celu osiągnięcia swoich celów. Niekoniecznie musi to od razu oznaczać wojnę – czasami wystarcza tzw. demonstracja siły. Wojna wybucha dopiero wówczas, kiedy dotychczasowi beneficjenci nie uznając zmiany stosunku sił na ich niekorzyść nie wyrażają woli do przebudowy istniejącego ładu.
7) Takiemu pojmowaniu rzeczywistosci przeciwstawiają się zwolennicy moralnego uniwersalizmu, którzy uważają, że polityka nie powinna wynikać z „interesów”, ale powinna być realizowana w oparciu o wspólną wizję „świata dobrego dla wszystkich”. W praktyce – świata realizującego Zachodni światopogląd liberalny oparty na poszanowaniu „Praw Człowieka”.
8) Geopolityka krytyczna służy zatem przede wszystkim dekonstrukcji koncepcji geopolitycznych, wykazaniu ich „przygodnego” charakteru umocowanego w światopoglądzie przeciwnym liberalno-lewicowym ideałom. Że w istoscie są ideologiczną nadbudową uzasadniającą istnienie nieuprawnionej opresji.
9) W tym sensie – zdaniem krytyków geopolityki – jest ona „wulgarna” i fałszywie próbuje nadawać „racji stanu” sens obiektywny wynikający z jakoby obiektywnych racji geograficznych, podczas gdy w istocie żadnej obiektywnej racji stanu nie ma – jest ona zawsze wyłącznie wynikiem określonego „państwoego” światopoglądu. Zmiana tego światopoglądu prowadzi do redefinicji „racji stanu”.
10) Moim zdaniem jest w tym wiele prawdy, ale… bez przesady! Dopóki nie żyjemy w globalnym komuzmie z „rządem światowym” na czele – każdy kraj istnieje w określonych realiach międzynarodowych, które wynikają m.in. z jego geograficznego położenia. Położenie to określa jego najbliższe otoczenie międzynarodowe, ma wpływ na politykę obronną oraz na możliwości rozwoju gospodarczego. I są to jak najbardziej czynniki obiektywne. Do tego dochodzi ważny czynnik tzw. ontologiczny, wyrażający się w determinacji narodów do zachowania swojej kulturowej specyfiki i narodowej odrębności. Liberałowie zawsze kwestionują ten aspekt zasadniczo podważając sam sens pojęć kultury i narodu uważając, że jednostki nie są tym w ogóle zainteresowane i chodzi im jedynie o to, aby im się „dobrze żyło”. Skoro – wiadomo – najlepiej żyje się na Zachodzie, to cały świat powinien „naturalnie” powielać zachodnie wzorce kulturowe, co oznacza też sekularyzację, słabnięcie „archaicznych” tożsamości narodowych i przyjęcie zachodniego światopoglądu prawnoczłowieczego. Jednak – moim zdaniem są to mrzonki a przynajmniej pogląd, który nie znajduje oparcia w faktach.
11) Skoro tak, to geopolityka jest uprawnioną perspektywą refleksji politycznej a próba jej deligimityzacji na modłę postrukturalistyczną – nieuprawniona, podobnie jak „burczenia” moralistów wskazujących jej „opresyjne” umocowanie.
12) Potwierdza to praktyka. Refleksja w duchu owej „wulgarnej” geopolityki jest stale obcna w polityce mocarstw i wyraża się w ciągłych próbach kobtrolowania określonych obszarów: za pomocą sztafażu prawnego, obecności wojskowej, prób ich gospodarczego zdominowania itd. Jedynie najwięksi naiwniacy wierzą, że Ameryka promuje swoją wizję ładu międzynarodowego opartego o prymat dolara, wolność żeglugi gwarantowaną przez US Navy i porozumienia handlowe w ramach Światowej Organizacji Handlu jedynie „pro publico bono”. Jedynie naiwniacy wierzą, że Chinom tak bardzo zależy na odzyskaniu kontroli nad Tajwanem, bo wierzą w „metafizyczną” wartość „jednych Chin”. Jedynie naiwniacy wierzą, że Putin zdecydował się na inwazję na Ukrainę, bo jest „psychopatą”, który omamił Rosjan wizją „Trzeciego Rzymu”.
13) Jednak już samo ujawnienie takich mechanizmów sprawia, że wali się wygodna dla globalnego establiszmentu narracja, że jedynym celem polityki międzynarodowej państw liberalnej demokracji jest „szerzenie demokracji i pokoju na świecie”. Podważa „autoteliczność” tego celu. Paradoksalnie – to właśnie refleksja polityczna prowadzona w duchu polityki realnej „dekonstruuje” narrację konstruktywistów – obnaża, że „dobroduszna” wizja zdominowania świata przez ideologię „liberalnej demokracji” służy najbardziej interesom jej obecnych beneficjentów, czyli w szczególności Ameryce i innym krajom „kolektywnego Zachodu”, które poprzez nią podtrzymują obecną dominację na świecie. To właśnie dlatego tak wielki wysiłek jest wkładany w negowanie geopolityki jako uprawnionego sposobu refleksji politycznej. To dlatego Marsheimer jest tak krytykowany, kiedy twierdzi, że to Amerykanie sprowokowali wybuch wojny na Ukraine nie doceniając rosyjskiej determinacj do obrony swoich rubieży. Próbuje się zrównać jego stanowisko z „amoralną” negacją prawa Ukrainy do samostanowiena, podczas gdy Marsheimer wcale tego prawa nie neguje. On po prostu uważa, że Rosja nie jest tym zainteresowana, nie podziela takiego stanowiska a Amerykanie „przestrzelili” blefując, że są w stanie zapewnić Ukrainie gwarancje umożliwiające taką emancypację.
14) W Polsce wybitnym popularyzatorem refleksji geopolitycznej jest Jacek Bartosiak i oraz zespół Strategy&Future. Pomijam tu niefortunną „wtopę” Bartosiaka związaną z wymogami formalnymi jego doktoratu. Głupio się stało, że nie opatrzył stosownymi cytatami zupełnie ogółnych, wręcz słownikowych fragmentów swojego doktoratu, czym dał pretekst do zarzutów o plagiat. Uważam to za wypadek przy pracy a nie coś dyskwalifikującego jego kompetencje. Doceniam Jacka Bartosiaka oraz pracę jego zespołu właśnie za to, że w ich „heterodoksyjmym” spojrzeniu wyłamują się z jakże typowego w Polsce konformizmu polegającego na bezrefleksyjnym powielaniu dominującej narracji konstruktywistycznej. W naszych realiach taka bezrefleksyjność prowadzi do tego, że nasz kraj stale i systematycznie „za bezdurno” obsługuje interesy naszych protektorów nie wykorzystując szans zwiększenia naszej sprawczości nawet wówczas, kiedy pojawiają się ku temu sprzyjące okoliczności. Do tego stopnia przyjęliśmu dominującą narrację za własną, że nie widzimy tego, że za sprawą tego utożsamienia jesteśmy wciąż zdani na ich łaskę i niełaskę. Sami wyzbywamy się kart przetargowych, sami marnujemy okazje do podniesiena naszego statusu. Polska niezmiennie stara się występować wyłącznie jako „przedmurze chrześcijaństwa” nie widząc, że „przedmurze” jest za murami i jako takie zawsze będzie poświącone jako pierwsze wówczas, kiedy trzeba będzie bronić „murów”.
To właśnie ta, nader niewygodna dla politycznych liderów prawda leży u podstaw wściekłych ataków na zespół S&F, których odsądza się od czci i wiary jako hochsztaplerów, politycznych fantastów, po prostu ludzi „niepoważnych”. U nas „poważni” są zawsze ci i tylko ci, którzy reprezentują interes kompradorski – interes patronów a nie nasz interes narodowy.
Zostaw komentarz