To kiedyś musiało się tak skończyć. Moralny szantaż Zełenskiego i pouczanie partnerów Ukrainy, od których zależy jej dalsze istnienie, jaką politykę wobec zakończenie wojny mają prowadzić. Trafiła kosa na kamień, czyli Zełenski na Trumpa, któremu wtórował Vanc’e.
Choć nic nie usprawiedliwia zachowania Trumpa i Vance’a to trzeba sobie jasno powiedzieć.
Zełenski nie pojechał do Waszyngtonu by być Katonem sprawy ukraińskiej, „świadczyć prawdę” , ale by załatwić Ukrainie dalszą pomoc polityczną, militarną i finansową USA.
Nie po to by wystawiać cenzurki i pouczać lokatora Białego Domu jaką politykę ma prowadzić.
Rozstawiać gospodarzy po kątach bo mają inną wizję zakończenia wojny na Ukrainie.
Tego oczekiwał Trump. Podpisania umowy o wykorzystaniu przez USA złóż metali ziem rzadkich w tym kraju.
Trump nie rozumie tzw. polityki wartości.
Do niego trafiają argumenty ekonomiczne i finansowe.
Wcale tego zresztą nie ukrywa. Ba, podkreśla to przy każdej okazji.
Obiecał w kampanii wyborczej, że ten konflikt zakończy próbuje to zrobić choć, na razie, słabo mu to wychodzi.
Jest jeszcze jedna prawda.
Zełenski jest petentem swych zagranicznych partnerów wpierających od trzech lat jego kraj.
Trump tak go postrzega i oczekuje wdzięczności, co Zełenskiemu czasami z trudem przychodzi.
Zwłaszcza w sytuacji gdy jest gościem w cudzym domu.
Słowami poparcia, które otrzymał od polityków europejskich, nie dozbroi armii. Nie uratuje budżetu państwa, który jest pod gigantyczną kreską.
Fajnie się ich słucha, ale jak na razie, nic z nich nie wynika.
Zostaw komentarz