Mężczyzna A. Przez kilka lat pełni funkcję w rządowej fundacji zajmującej się relacjami z ważnym dla nas krajem. Nie włącza się w paranoiczną kampanię propagandową prowadzoną przez PiS. Nie publikuje kompromitujących tekstów. Nikogo nie zwalnia z pracy, a nadto broni instytucji przed zatrudnianiem w niej pisowskich spadochroniarzy. Kilka razy za rządów PiS podpada na tyle, że nie było pewne, czy sam się utrzyma na stanowisku.

Mężczyzna B. Przez cały okres rządów PiS kieruje rządowym ośrodkiem analitycznym. Nadskakuje władzy jak tylko to możliwe. Jest tak po linii i na bazie, że nawet jeszcze teraz atakuje prezydenta Bidena dając do zrozumienia, że ten nie ma żadnego pomysłu a Trump byłby lepszym z naszego punktu widzenia prezydentem. W pewnym momencie ma tyle władzy, że współdecyduje o tym, kto i gdzie będzie ambasadorem, dzięki czemu pomaga pisowskim nominantom obejmować placówki. Ma się przez cały okres rządów PiS świetnie.

Nadchodzi zwycięstwo wyborcze opozycji.

A oczywiście już na wylocie. B ma się niezmiennie świetnie.

Ja tego nie rozumiem. Gdy zaś czego nie rozumiem, dzwonię do mądrych ludzi – w tym wypadku do Witold Sokała i pytam jak to możliwe. Witek tłumaczy mi, że to proste. A przez lata rządów PiS udowodnił, że obce mu jest wazeliniarstwo. No to logiczne, że to on, a nie B został zdymisjonowany. Zresztą B ma – surprise – lepsze notowania u jednego, nie wiedzieć czemu nadal wpływowego b. ministra spraw zagranicznych. Bo po cichu zawsze i jego obstawiał, a pan minister lubi takich jak B. Nawet jak się przez 8 lat wysługiwali PiS.

P.S. tych, którzy zechcą rozszyfrować kim jest A, a kim B przepraszam, ale nie będę Ich przypuszczeń komentował. Na prośbę A. Takich mam niepraktycznych przyjaciół.

Autor: Witold Jurasz
(tekst pochodzi z konta Witolda Jurasza na Facebook’u).