Z jakiegoś powodu, którego nie umiem do końca pojąć brytyjska aktorka Tilda Swinton otoczona jest swoistym osobistym kultem. Tutaj mamy rok 2014. Spi w szklanym pudle wystawionym w nowojorskim Muzeum Sztuki Współczesnej (MOMA) a wokół stoją ludzie i wgapiają się w nią jak w obrazek.

Tilda Swinton jest osobą o charakterystycznej, urodzie anielskiego efeba, o licznych zasługach dla „kina kobiecego”, chętnie wcielającą się w role męskie – wydaje się właśnie, że jej specyficzna androgyniczność jest powodem owej kultowości.

Uosabia ducha naszych czasów, w szczególności marzenia jego progresywnej części o „zaniku płci”. Postępowy uniwersalizm domaga się całkowitego i permanentnego zaprzeczenia wszelkim różnicującym kategoriom. Wszyscy mamy być równi, czyli – de facto – tacy sami. Biologiczny podział na kobietę i mężczyznę jest tu jak potwarz – kłująca w oczy różnica, która nieustannie, uporczywie powiela się w strukturach społecznych.

Poprzednie pokolenia lewicy próbowały jej zaprzeczać najpierw poprzez „równouprawnienie”, później przez radykalny permisywizm seksualny, a obecne chce jej zaprzeczyć już dosłownie – przez różne interwencje medyczne oraz „inżynierię lingwistyczną”: wyrzucanie związanych z płcią form językowych poza nawias.

Ten trend jest maskowany rzekomą koniecznością walki z dyskryminacją osób transeksualnych, lecz – moim zdaniem – jest to jedynie prosta „racjonalizacja”, która pozwala komunikacyjnie wyrazić ową głębszą treść, kolejną utopię, która uwiodła kulturę Zachodu nieustannie poszukującą „sprawiedliwego świata”.

Inaczej trudno jest zrozumieć natężenie uwagi, jaka towarzyszy transenseksualnej emancypacji. Dla współczesnego imaginarium zachodnich postępowców płeć ma stać się co najwyżej kolejnym przedmiotem wyboru i jako taki – stać się elementem „komercyjnym”. Docelowo płeć powinniśmy móc sobie kupić tak samo, jak buty. Tranzycja ma być dostępna powszechnie – ma być „prawem”, gdyż „wolny człowiek” nie może przecież być w „niewoli” swego ciała!

Ten charakterystyczny ryt kultury, wiążący naszą ziemską egzystencję z „niewolą” jest odwieczny i jest pochodzenia wschodniego. Na Zachodzie realizuje się jako gnostycyzm.

Przeciwnym wektorem kultury jest prymitywizm, w którym człowieczeństwo nie tyle ma się zrealizować jako „duch czysty”, wolny od cielesnych zobowiązań, ile jako „dusza zwierzęca”, czyli taka, która nie jest tych zobowiązań samoświadoma. Obie koncepcje proponują w istocie to samo „uwolnienie” od kondycji ludzkiej, która jest niezadowalająca: człowiek ma „za dużo” żeby być wolny jak zwierzę, ale „za mało”, żeby być wolny jak bogowie.

Śpiąca w szklanym pudle Tilda Swinton wyobraża taką właśnie kondycję – anielska, bezpłciowa w istocie osoba, oddzielona od materialnego świata przejrzystą barierą. Jej duch przebywa w innym, wolnym świecie, do którego my – śmiertelnicy – gorliwie aspirujemy.