Całe szczęście, coraz częściej się je słyszy. Czy to w sklepie, czy na ulicy, czy w komunikacji publicznej. A jakie to słowa? Ano, „dziękuję, dzień dobry, przepraszam, miłego dnia”. Wydawałoby się, banalne, ale potrafią czynić cuda. Ale jest też jeszcze wiele takich, które tylko nakręcają spiralę wrogości.
Kto żył w czasach PRL-u ten pamięta, te odburknięcia ekspedientki nabzdyczonej jak indyk – „nie ma, nie dowieźli”. A bywało i – „czego tu chce?’. Chamstwo, jak ta słoma z butów, wyłaziło z Polaków, każdą porą w skórze. Często były to prawdziwe symfonie inwektyw, przekleństw i groźnych min jak podczas tańca wojennego „czaka”. Bo w sumie, całe nasze życie wtedy to był taki wojenny taniec.
Z przełożonymi w pracy, z władzą, z milicją obywatelską, sąsiadami i nieznajomymi. Jednymi z jego przyczyn była bieda większości społeczeństwa zmuszonego przez władzę do tego, by ciągle coś „zdobywać” „organizować” „walczyć o coś”. O sedes, wannę, papier toaletowy, szynkę, budy i słodycze. Kaszanki jedynie było pod dostatkiem. Zły przykład płynął z góry, od władzy traktującej obywatela jak potencjalnego złodzieja lub bandytę. Dlatego zwracała się do nas bezosobowo, jak do przedmiotu. „Obywatelu, nie depczcie trawników „. „Obywatelu, kochajcie Polskę Ludową „. I takie tam, propagandowe bzdety.
Choć czasy się zmieniły, mamy demokrację i generalnie żyje się nam lepiej, wiele z tego komuszego potworka, którego niektórzy nazywają przesadnie, Homo sovieticus, w nas Polakach pozostało. Widać to w sieci, w mediach społecznościowych. Nie umiemy dyskutować. A już, broń Boże, przyznać komuś racji. Walimy od razu z buta. „Ty taki owaki, gnoju itd. „. Nie będę powtarzał tej litanii obelg. Każdy, kto choć trochę, pobuszuje w necie spotka się z nią na sto procent.
Ale jest i druga strona medalu. W przestrzeni publicznej coraz częściej potrafimy być uprzejmi. Mówimy sobie „dzień dobry” „miłego dnia”. I jak za dotknięciem magicznej różdżki, na twarzy tego, do którego jej kierujemy, pojawia się uśmiech.
Używajmy ich jak najczęściej bo od nich nigdy głowa nas nie zaboli.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz