– Kochałeś kiedyś kogoś kiedyś? – zapytał dróżnik na stacji Ostrava hl.n. odziany w strój służbowy z odblaskami.

– Ale w jakim sensie? – zapytałem.

– No jakim, w takim, że do końca życia przecież.

– Do końca życia to ja nie dożyję – odpowiedziałem. Dlatego kochałem ulotnie. Raz tą, raz tamtą. Jedną dłużej, drugą krócej. A innych w ogóle nie kochałem.

– A która była najlepsza? – zapytał kolejarz.

– Chyba Weronika, bo wiele nie mówiła, nie miała też nigdy o nic pretensji, ale wymagała częstego całowania i wymawiania jej imienia na głos. Miała wielkie oczy koloru piwnego, średniej wielkości piersi i zgrabną sylwetkę. Spotykałem się z nią zawsze tylko w Ostrawie i to przejazdem. Na dworcu. Jej to jednak wystarczało.

– Ale tak na stałe nie chciałbyś jakiejś mieć? – zapytał kolejarz.

– No bo ja wiem, ja już jestem stary kawaler ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wszystko sobie już na nowo poukładałem. A tu przyjdzie taka jedna i wszystko, co było poukładane, zburzy.

– A gdyby tak nie burzyła? – zapytał.

– No to może, ale tak na próbę tylko – odpowiedziałem asekuracyjnie.