To było jak grom z jasnego nieba. Zapach nazywany petrichor. Woń czerwonej, laterytowej ziemi zroszonej przez ogrodników wodą na placu obok Rasthrapati Bhawan, pałacu prezydenckiego w New Delhi podczas ceremonii powitania prezydenta Kwaśniewskiego rozpoczynającego oficjalną wizytę w Indiach w latach 90. Ona, jak kobieta, mnie uwiodła i sprawiła, że zakochałem się w tym kraju, a właściwie cywilizacji.
Od zawsze byłem wyczulony na zapachy. One były i są kluczem do mojej pamięci i wyobraźni. Mogę nie pamiętać sytuacji, nazwisk, twarzy napotkanych ludzi, ale wystarczy jakiś zapach poznany w przeszłości, by je ożywić. Przywołać miejsca. Ich koloryt, woń, przebieg ulic, sklepy, kawiarnie, targowiska, dworce kolejowe, plaże. Jakby ktoś wcisnął przycisk „play” i przed oczyma przewija się filmowa taśma z tym wszystkim co kiedyś zobaczyłem. Czasami doznanie jest tak silne, że aż skręca mnie w dołku. Obezwładnia albo nienaturalnie pobudza. Jestem jak bohater powieści „Pachnidło” Patrica Suskinda, który by stworzyć najpiękniejsze pachnidło na świecie ucieka się do morderstwa. Ja również chcę utrwalić jakoś te zapachy, ale nie mam jego talentu by tworzyć perfumy. Jestem zdany na łaskę i niełaskę losu, który od czasu do czasu je przynosi. Czasami w najmniej spodziewanych momentach.
Mitti Attar
Perfumy o tej nazwie są bardzo popularne w Indiach. I nie ma w tym nic dziwnego. Każdy, kto choć raz był tam w czasie największych upałów, kiedy ziemia i asfalt wręcz gotują się od ekstremalnej temperatury, zrozumie uczucie tęsknoty Indusów za chłodem, który przynosi monsun nadciągający nad rozpalone niziny Pendżabu i Uttar Pradesh na północy, w okolicy czerwca/lipca. W porze suchej, kiedy nie ma życiodajnego deszczu, mieszkańcom północnych zwłaszcza stanów subkontynentu indyjskiego, muszą wystarczyć perfumy o tej nazwie.
Produkuje się je z glinki wydobywanej w okolicach Kannauj, miasta w stanie Uttar Pradesh, w którym nota bene jest płożona Agra ze słynnym grobowcem Taj Mahal. Sam proces trwa kilkanaście dni. Ziemię piecze się w bazie z olejku sandałowego i jojoby w olbrzymich, glinianych dzbanach ustawionych nad paleniskiem.
Pachnidło nie jest tanie, ale wszystkim spragnionym chłodu i zapachu monsunowej ulewy, daje choć jej namiastkę. Mam jego flakonik i kiedy mnie ogarnia nostalgia odrobinę olejku rozsmarowuję na dłoni. Wracają wspomnienia i obrazy.
Na zdjęciu, mauzoleum Taj Mahal, Agra, Uttar Pradesh, Indie. Zdjęcie, Jolanta Styrczula
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz