Wybaczcie, dziś mój wywód będzie trochę obszerniejszy niż zwykle, choć dotknę tylko wierzchołka góry lodowej. By temat zgłębić, musiałoby być dużo, dużo dłużej. Wybaczcie również język. Mogłem napisać to bardziej „naukowo”, ale chciałem wprost. Tak, jak ja to widzę i czuję.

Choć we wszystkich moich opiniach staram się zachować zdrowy dystans i obiektywność, jakoś tak w ostatnich latach wychodziło, że zwykle stawałem w obronie młodzieży. Wobec konfliktów pokoleniowych, widząc racje rodziców i dzieci, starałem się być rzecznikiem młodszego pokolenia. Dziś będzie nieco inaczej. Dziś przedstawię mój głos, głos mojego pokolenia. Myślę, że wielu z Was, rodziców, w tym tekście odnajdzie również swój głos…

Ten temat „chodzi za mną” już od dawna. Bo za „depresyjną” i w we własnej opinii samotną młodzieżą, niemal zawsze stoją bezradni i odtrąceni dorośli. Rany zadane żyletką ranią nie tylko rękę czy udo tego, komu przynoszą chwilową ulgę. Wierzcie mi, z wielką siłą ranią też serca tych, którzy kochają, a nie potrafią lub nie mogą pomóc.

Sam mam dzieci. Każdego dnia dziękuję Bogu, że są zdrowe, szczęśliwe. Że dają sobie w życiu radę. Ale wiem dzięki temu, jak silna jest miłość rodzica. Silna i bezwarunkowa. Tak. Powinna być bezwarunkowa. Ale to nie znaczy bezkrytyczna. Tu pojawia się problem. Zmieniają się czasy, mam tego świadomość. Inne granice nasi dziadkowie stawiali naszym rodzicom, inne nasi rodzice nam i inne my stawiamy dziś naszym dzieciom. Ale jedno się nie zmienia. Człowiek w procesie rozwoju potrzebuje granic. Potrzebuje przestrzeni, w której może się rozwijać i jasnej granicy, której nie może przekroczyć. Ta granica nie jest jego więzieniem. Jest jego tarczą i gwarancją poczucia bezpieczeństwa. Niestety dziś, często zaślepieni naszymi prawami, nie dostrzegamy naszych obowiązków….

Fundamentalna zmiana, która w ostatnich latach nastąpiła jest taka, że część z Was, kochani nastolatkowie, granic po prostu nie uznaje. Przed wybuchem epidemii koronawirusa, przez lata żyliśmy w bezpiecznej przestrzeni, jaką stwarzała nam Zjednoczona Europa. Wojnę, głód, zniewolenie i upokorzenia dzisiejsi nastolatkowie znają tylko z filmów. Dzięki Bogu. I dzięki ofierze życia i ciężkiej pracy swoich pradziadków, dziadków i rodziców. Tylko, kochani, czy my w tej naszej „wolności” nie poszliśmy trochę za daleko???

Zwrócę się teraz bezpośrednio do Ciebie, Kochana Nastolatko i Kochany Nastolatku! Ciebie, w którego wierzę, z którym po nocach piszę i dyskutuję. Ciebie, którego po cichu „wyciągam” z rozmaitych kłopotów. Ciebie, którego zwykle bronię.

Czy gdy krzycząc Ojcu prosto w twarz, że Twoja szkoła i Twoje oceny to Twoja prywatna sprawa pamiętasz, że do Twojej „osiemnastki” to On ponosi za Ciebie prawną odpowiedzialność? To do Niego zapuka Policja lub pomoc społeczna. Nie do Ciebie!

Czy gdy robisz Matce awanturę, że nie zamierzasz wracać do domu przed północą zastanawiasz się nad tym, jak bardzo Ona wtedy się o Ciebie martwi? Że Jej stanowcze „nie” to wyraz miłości i odpowiedzialności? Czy gdy obrażona trzaskasz drzwiami, gdy rodzice nie pozwalają Ci wyjść z domu w zbyt krótkiej spódniczce bierzesz pod uwagę, że robią to w trosce o Twoją godność, o którą sama zadbać nie potrafisz? Czy gdy skarżysz się koleżance, że „starzy” nie chcą kupić Ci nowego smartfona bierzesz pod uwagę, że to Oni muszą na niego zarobić? Podobnie jak na prąd, gaz, ciepłą wodę, podatki, książki, kablówkę, internet, Twoje kosmetyki, wakacje, jedzenie i mnóstwo innych „drobiazgów”, które przecież w domu być muszą. Bo to „normalne”, że są. Jak mogłoby ich nie być??? A no, kochani, mogłoby…

Stąd moje pytanie. Znacie doskonale swoje prawa, ale co z prawami dorosłych? Czy wiecie, że zgodnie z zapisami kodeksu rodzinnego przebywając z rodzicami w jednym gospodarstwie domowym, macie obowiązek swoją pracą pomagać im w jego utrzymaniu? Zmycie naczyń czy odkurzenie dywanu nie jest więc z Waszej strony aktem łaski. Jest Waszym obowiązkiem.

Czy chcielibyście, by Mama lub Tata dawali Wam pieniądze, kupowali, prali i prasowali ubrania czy zawozili Was na trening lub siłownię z taką miną i takimi komentarzami, z jakimi Wy wykonujecie swoje obowiązki? Czy wiecie, że po podanym pod nos dwudaniowym obiedzie Mamie byłoby miło usłyszeć po prostu „dziękuję Mamo”? Często po szkole jesteście zmęczeni, prawda? Czy zastanawialiście się kiedyś, jak zmęczony po całym dniu pracy jest Wasz Ojciec? Czy nie sądzicie, że czasem zamiast warkliwe „daj 100 zł i zawieź mnie do Kasi” wolałby usłyszeć „cześć Tato, jak Ci minął dzień”?

Wbrew pozorom – Tata i Mama też mają uczucia. Czy myślicie, że dziadek lub wujek nie łączą faktów, gdy dziwnym trafem odwiedzacie ich ochoczo, ale tylko raz w miesiącu, w okolicach wypłaty czy emerytury? Widzą to. I pokornie czekają, aż ten raz w miesiącu przyjdziecie. Czekają, bo kochają… Te pytania – wynikające z obserwacji i rozmów z rodzicami – mógłbym mnożyć. Ale myślę, że na dziś wystarczy…

Podsumowując, kochani, kij zawsze ma dwa końce. Byłem i jestem do Waszej dyspozycji. Wierzę w Was i będę Was wspierał. Bezwarunkowo, ale nie bezkrytycznie. Dzisiejszy tekst pozostawiam do przemyślenia. Nam wszystkim.

Autor: dr Krzysztof Klęczar
Burmistrz Kęt (miasto w Małopolsce, pow. oświęcimski).