„Jestem przekonany, że rozumiecie, jaki trudny okres przeżywa teraz nasz kraj, przed jakimi trudnymi wyzwaniami stoimy niemal we wszystkich obszarach. Ażeby móc dalej na nie odpowiadać, skutecznie pokonywać trudności, musimy nadal być zjednoczeni i pewny siebie (…)

Martwimy się, troszczymy się o naszą ojczyznę, chcemy, żeby była zamożna, silna, wolna i zamożna, aby poprawił się poziom i jakość życia. Tak będzie (…)
przyjdźcie do urn i wyraźcie swoje obywatelskie i patriotyczne stanowisko, oddajcie głos na wybranego przez siebie kandydata, za pomyślną przyszłość naszej ukochanej Rosji (…). Tylko wy, obywatele Rosji, decydujecie o losach Ojczyzny. Musicie nie tylko oddać swój głos, ale stanowczo zadeklarować swoją wolę i aspiracje, swoje osobiste zaangażowanie w dalszy rozwój Rosji. (…) Bo wybory są krokiem w przyszłość (…)”

Kiedyś Rosja poszła w rewolucję. Ale rewolucjonista pragnie szczęścia innych, nawet za cenę terroru (i nie widzi w tym sprzeczności, ale dlaczego, to już wie tylko on).

Władimir Putin nie jest rewolucjonistą. Jest czymś gorszym. Jest nihilistą, który pragnie szczęścia jedynie własnego.

Rosyjski nihilizm ma korzenie sięgające jeszcze XIX wieku. Jego teoretykiem był niejaki Dimitrij Pisariew, który choć żył krótko (1840 – 1868) to jednak zdążył zainfekować „myślącą Rosję” swoimi ideami, których kolejny wykwit obserwujemy właśnie teraz w wykonaniu Władimira Putina.

Słowo to, które rozpowszechniło się dzięki powieści Turgieniewa „Ojcowie i synowie”, początkowo nie zawierało negatywnych konotacji, jakie znamy dzisiaj, choć właśnie takie znaczenie narzuciła mu radykalna krytyka prawicowa. Pierwotnie słowo to oznaczało po prostu odrzucenie wszelkich istniejących autorytetów, postanowienie nieuznawania niczego (nihil), czego nie da się uzasadnić z punktu widzenia autonomicznego, indywidualnego umysłu.

Jednak opisując rosyjski nihilizm w „Człowieku zbuntowanym” Albert Camus zauważył:
„Szczytowym punktem tych pięknych rozważań jest pytanie, które całkiem serio stawia sobie Pisariew: „Czy można zabić własną matkę?
– A czemuż by nie – odpowiada – jeśli tego pragnę i uznam za pożyteczne?”

Mam wrażenie, że Władimir Władimirowicz, chociaż zapewne o Pisariewie nie słyszał, przesiąkł tymi myślami.

Pisariew, o czym Putin zapewne również nie słyszał, zanim skończył swoje życie, popadł w obłęd (na osiem lat przed śmiercią).