Piesniepies – mruczał głośno pod nosem Rektor pan, jak ostentacyjnie z jakimś bliżej nieokreślonym zwierzęciem, prawdopodobnie wielkim kretoszczurem, Kierownik Działu przechodził obok Uniwersytetu. Trzy razy ostentacyjnie przeszedł, a mógł iść z nim gdzie indziej. Chciał żeby go zauważono

Zazdrościł mu, bo jego pies zdechł. A był większy od tego czegoś, co go Kierownik Działu prowadzał.

– K…a mać, nie wytrzymał Rektor pan i udał się na Wydział Biofiglologii, żeby zapytać czy mają jakieś wolne zwierzęta do wynajęcia.

– Mamy – powiedział starszy profesor, ale one są dopiero w fazie testowania.

– Czyli co to jest konkretnie? – zapytał Rektor pan.

– To psoniedźwiedź, pan patrzy jakie ma piękne błękitne oczy i pokazał na klatkę ze zwierzęciem.

– Eee tam, a niedźwiedziopsa nie macie? – Zapytał nieco rozczarowany Rektor pan.

– Nie mamy, nie mamy też możliwości zamienienia kolejności, bo trzeci rok z rzędu mamy odmowę na środki finansowe, które by to mogły umożliwić. – powiedział profesor.

– Dobra, to się później załatwi, dajcie mi tu tego psoniedźwiedzia, ale na smyczy. – A on mnie nie pogryzie? – zapytał Rektor pan.

– Tego Rektorowi panu obiecać nie mogę, ale jak go będzie pan ostentacyjnie nazywał niedźwiedziopsem, to spokornieje i będzie posłuszny. No i karmić go miodem, orzeszkami i słonymi paluszkami. No i niestety wypić lubi. Co najmniej pół litra wódki dziennie. Inaczej staje się nieznośny. Niestety wyhodowaliśmy na starcie alkoholika. Coś poszło nie tak, ale poprawimy później. – zadeklarował profesor.

– A jaką on wódkę pije? – zapytał Rektor pan.

– Każdą, byle drogą – odpowiedział profesor.

– To jakoś się dogadamy, mam podobnie. Taniej jak jakiś parkowy żul nie wypiję. Lubię te drogie, na które mnie nie stać – powiedział Rektor pan.

– Masz pan – powiedział profesor przekazując wodze nad psoniedżwiedziem, a do kieszeni marynarki napcham panu z trzy kilo ryby. Bo zwierzę robi się niespokojne jak nie zje. Nie powiem, że zje pana, ale może odgryźć rękę. Więc niech go pan karmi regularnie – polecił profesor.

– Lepsze takie monstrum niż ten kundel Kierownika Działu. Może go nim nawet poszczuję – pomyślał przez chwilę i rzucił stworzeniu rybę do jedzenia. – Ależ j…ie ta marynarka – powiedział.

Gdy zbliżał się do budynku głównego zauważył Kierownika Działu, który przysiadłszy się na trawniku wokół przebiśniegów i innych krokusów zabawiał czeredę dzieci głaszczących jego stworzenie żywe.

Wtedy też Rektor pan poczuł się umniejszony. No bo jak to gość z czymś niewiele większym od szczura ma rozczulać miejscowe dzieci? – zapytał sam siebie. Podszedł no nich ze swoim piesoniedźwiedziem i począł zachęcać dzieci do odejścia od kundla Kierownika Działu i obiecał im, że będą mogły przejechać się na grzbiecie jego zwierzęcia, gdyż to wcześniejsze, które podziwiali, było za małe i za słabe.

– Ech, niech ma za swoje – powiedział Rektor pan prowadząc swoje zwierzę, a na nim siedmioro dzieci. – Zlikwidowałem i doszczętnie skompromitowałem konkurencję. Teraz mogę położyć się spać. Następnie strącając dzieci z piesoniedźwiedzia kazał im głośno wyp…ć. A była to ciemna noc.