„Prezes Kaczyński jest jak latarnia morska, która nam oświetla drogę” – rzekł poseł Łukasz Kmita, który po raz czwarty przerżnął wybory na marszałka małopolskiego za sprawą kumpli z własnej partii. Skąd my znamy takie określenia? Otóż, historii byłych, „bratnich” państw Układu Warszawskiego. Był rumuński „geniusz Karpat” był sowiecki „wielki językoznawca” i mniej znani bogowie partyjnych kultów. Do nich, dołączył skromny prezes z Żoliborza.
Życie jest znacznie śmieszniejsze od kabaretu. Zwłaszcza to polityczne. Wystarczy posłuchać posłów w sejmie, czy podczas konferencji prasowych lub wywiadów. Można niekiedy natrafić na słowne perełki. Pokazy krasomówstwa, które ja nazywam, wodolejstwem czy peany na cześć partyjnych liderów. Bowiem to oni decydują czy taki poseł X lub posłanka Y załapie się na jakieś lukratywne stanowisko w rządzie czy w innym, dobrze płatnym, miejscu. Płynie więc z ich ust miód. Jacy to oni, znaczy szefowie, są mądrzy, przenikliwi, dalekowzroczni. Ale to się jakoś jeszcze mieści w granicach zwykłego lizusostwa. Jak bowiem rzekła onegdaj moja była, mądra sekretarka, dzień bez „włażenia w d…ę szefowi, jest dniem straconym”.
Ale poseł Kmita pobił na łeb na głowę koleżeństwo z sejmu. Bo tylko on z mównicy sejmiku małopolskiego miał odwagę docenić nieomylność prezesa Kaczyńskiego, który w czasie sztormu, jak ta latarnia, wskaże drogę do portu zagubionym radnym PiS z tegoż sejmiku, którzy nie wypełnili cztery razy wyraźnego polecenia Naczelnika. To już nawet nie ociera się o kult jednostki, ale nim jest faktycznie bo PiS od samych, swych początków jest partią Prezesa. Myśli Prezesa, myślami członków partii. Słowa Naczelnika, ich słowami. A decyzje Prezesa należy wykonywać posłusznie, bez ociągania się i dociekania, o co Prezesowi tak naprawdę chodzi.
Nie wolno ich kwestionować, bo kto to robi podważa jego mądrość i autorytet oraz naraża na szwank wizerunek ugrupowania.
W słowach Kmity słyszę echo słów delegatów na różne, partyjne zjazdy w czasach komuny, skandujących „Naród z partią, partia z narodem” albo „Wiesław, Wiesław” lub „prowadź nas wodzu” .
Zamroczony uwielbieniem dla wodza partyjny aparat musi to robić, bo gdyby jego zabrakło, ich polityczne kariery byłyby skończone. Taka jest słaba strona partii typu wodzowskiego. Nie ma wodza, nie ma partii i dlatego wielu pretorian prezesa Kaczyńskiego składa te hołdy każdego dnia. A jak mawiał znany klasyk z TVP, Jacek Kurski „ciemny lud to kupi”. I niestety znaczna część polskiego społeczeństwa kupuje. Wierzą w mit Naczelnika, który na białym koniu wybawi ich Niemców, imigrantów oraz ludzi o innej orientacji seksualnej.
Mity i bajki mają jednak to do siebie, że pewnego dnia dziecko na ulicy widząc takiego „wodza” krzyczy- król jest nagi.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz