Przy wszystkich zastrzeżeniach wobec PKP – wczesne otwarcie polskiego rynku kolejowego na operatorów zagranicznych, przede wszystkim niemieckie Deutsche Bahn, to prosta droga do katastrofy.

Dlaczego?

Ano dlatego, że problem polskich kolei jest strukturalny i nie daje się naprawić poprzez punktowe wprowadzeniem zmian. Obecnie, kary umowne za opóźnienia itd. PKP przekłada niejako z kieszeni do kieszeni między swoimi spółkami zależnymi. Wejście operatora zagranicznego na masową skalę spowoduje wypływ pieniędzy z tytułu kar umownych, co zmotywuje PKP do takiego manipulowania grafikami i bieżącymi korektami, aby zahamować ten wypływ – zagraniczni operatorzy będą zatem traktowani preferencyjnie, kosztem operatora polskiego, którego konkurencyjność będzie nadal spadać.

Powinniśmy trzymać się planu unijnego, nie wychodzić przed szereg i jak najpilniej modernizować sieć w oparciu o projekt CPK. Wówczas jest szansa, że w r. 2030 PKP będzie gotowa na otwarcie rynku. Obecnie, jest to sytuacja jak z supermarketami w latach 2000-cznych. Zagraniczne sieci handlowe zdominowały rynek wykorzystując słabość polskich operatorów i bardzo trudno jest to dziś „odkręcić”.

Suflowane przez liberałów „wolnorynkowe” rozwiązania są w istocie często rodzajem populizmu ekonomicznego – przynoszą widoczny efekt, ale ogromnym ukrytym kosztem. Należy bowiem pamiętać, że PKP, to spółka strategiczna zarządzająca infrastrukturą krytyczną – PKP Intercity, to jest dla tej spółki downstreaming: coś takiego, jak sieć stacji benzynowych dla Orlenu. Można bez tego żyć, ale dużo trudniej jest wówczas zachować stabilność.

Czytaj więcej.

Obraz Paulina Śliwa z Pixabay