Szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Christoph Heusgen zasugerował potrzebę zawiązania porozumienia ws. wojny na Ukrainie podobnego do tego, który miał miejsce w 2014 oraz 2015 r. w Mińsku (czytaj więcej).

Prędzej, czy później do tego dojdzie, ale zanim to nastąpi Moskwa będzie chciała zdobyć jak najwięcej terytorium ukraińskiego po to, aby pozostały one za linią demarkacyjną, która zostanie z całą pewnością ustalona podczas rozmów „pokojowych”. Jednak to nie Kijów ma obecnie inicjatywę, a Rosja, która rozgrywa skutecznie grę dyplomatyczno-wojenną na dwóch fortepianach jednocześnie (europejskim oraz azjatyckim).

Pytanie jest zasadnicze. Czy podobnie myśli większość establishmentu niemieckiej polityki i przede wszystkim „niemieckie deepstate” tj. siła polityczna, której nie doceniamy nad Wisłą?

Oby (!) taki scenariusz nie mógł się zmaterializować, gdyż on będzie dla nas niekorzystny.

I na koniec już. Przyglądajmy się uważnie co dzieje się na Białorusi, gdyż skupianie uwagi tylko i wyłącznie na Ukrainie jest błędem. Tym bardziej, że Białoruś i jej przestrzeń geostrategiczna ma większe znaczenie niż Ukraina. To jest nasza przestrzeń bezpieczeństwa, która ciągnie się wprost aż pod Smoleńsk. W 2020 r. przegraliśmy rozgrywkę z Moskwą o Białoruś. Rosja zaatakuje Polskę z tego kierunku strategicznego, a nie z terytorium Ukrainy.

Z dwóch stron (od strony Brześcia na kierunek Warszawy po to, aby wiązać polskie oddziały oraz Grodna na kierunek Suwałk z którego wyjdzie zasadnicza ofensywa).

Scenariusz rosyjski jest i będzie bardzo prosty. Utrzymywać napięcie i kryzys migracyjny będący w rzeczywistości wojną hybrydową poniżej progu wojny do czasu rzeczywistej inwazji. Im bliżej będzie rosyjskiej ofensywy tym kryzys będzie się nasilał i będzie intensyfikowany przez Rosję. To jest również jeden z elementów rosyjskiej strategii ukierunkowanej na podtrzymywanie konfliktów w Polsce i przede wszystkim na uniemożliwianiu realizacji działań przez Wojsko Polskie. Żołnierze, którzy stacjonują na co dzień na granicy polsko-białoruskiej są de facto wyłączeni z regularnych ćwiczeń wojsk. To jest także cel rosyjskiej operacji hybrydowej przygotowanej przez służby specjalne Białorusi i Rosji. Te same działania próbuje Moskwa zaimplementować na kierunku północnym (m.in. na granicy z Finlandią i Państwami Bałtyckimi). Cel jest taki sam: destabilizacja sytuacji w regionie i podtrzymywanie stanu napięcia oraz kryzysu, który angażuje środki i zasoby tych państw. To są długookresowe przygotowania Rosji do wojny na kierunku Północnym, której celem będzie:

1) całkowite zajęcie Państw Bałtyckich w maksymalnie 72h. Dlatego Ministrowie Obrony tych państw podjęli wspólną inicjatywę budowy umocnień na granicy z Rosją po to, aby uniemożliwić dokonanie takich rajdów wojsk pancerno-zmechanizowanych, jakie próbowano wcielić na Ukrainie wzorując się na amerykańskiej operacji zajęcia Iraku w 2003 r.

2) wyizolowanie Polski i doprowadzenie do jej włączenia w orbitę rosyjskich wpływów (przeczytajmy sobie wpis D. Miedwiediewa nt. Polski, który kilka miesięcy temu opublikował na łamach swoich social mediów, gdyż on w istocie rzeczy oddaje to, jakie Moskwa ma plany wobec Polski. W skrócie: w najlepszym razie czekałaby nas powtórka z okresu lat 1945-1989. Moim zdaniem jednak Moskwa wyciągnęłaby wnioski zarówno z okresu zaborów jak i PRL-u, który okazał się nieskuteczny w utrzymaniu rosyjskich wpływów w Europie Środkowej).

3) Doprowadzenia do wyrzucenia Stanów Zjednoczonych z Europy oraz „zwinięcie” się NATO z Europy Środkowo-Wschodniej. Przypomnijmy, to był jeden z celów, jakie stawiał Putin nad ranem 24 lutego 2022 r.

Wbrew temu, co wielu komentatorów mówi uważam, że nie mamy 10 lat na przygotowania do wojny jak niektórzy sądzą. Powiem więcej, moim zdaniem nie mamy także 5 lat i potrzebne jest podejmowanie szybkich decyzji w zakresie przygotowań całego państwa (całego, a nie wybranych sektorów) do tego, co czekać nas może w sierpniu lub na początku września 2025 r.

To wszystko zostanie przyspieszone jeśli w ciągu najbliższych miesięcy dojdzie do związania się quasi Mińska 2.0. Jeśli działania wojenne ustaną, to Moskwa otrzyma dodatkowy czas na przyspieszenie odbudowy potencjału, który utraciła w komponencie wojsk lądowych w 2022, 2023 i 2024 r.

Wbrew opinii Szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa powiem wprost. W interesie Polski i Państw Bałtyckich jest to, aby wojna na Ukrainie trwała jak najdłużej w takich warunkach jak obecnie w której linia frontu to pole przypominające czasy I Wojny Światowej. To jest cyniczne stanowisko, ale wyrażające pragmatycznie polski interes narodowy. Jest to tragedia narodu ukraińskiego, który codziennie traci na polach tej wojny najlepszych synów i córki tego narodu, ale jeśli Ukraina ma istnieć musi tę cenę ponieść.

Jeżeli Ukraina przegra tę wojnę, a na to wskazują niestety obecne prognozy i analizy to tylko z powodu nieudolnej polityki Państw Zachodu, które za mało i przede wszystkim za wolno udzielały pomocy militarnej. Było okno czasowe w tej wojnie, które Kijów mógł skutecznie wykorzystać, ale nie posiadał wystarczających środków do tego, aby odzyskać jak najwięcej utracone terytorium. Popełniono również szereg błędów podczas letniej ukraińskiej ofensywy na Południu w tamtym roku. Do tego wszystkiego dochodzi ogromna ukraińska korupcja, nepotyzm i przede wszystkim konflikt między głównodowodzący armią a prezydentem, który skończy się prędzej, czy później prawdziwą katastrofą na froncie.

Politycy nie są od tego, aby dowodzić wojskiem w „polu” i wyznaczać zadania podczas wojny, ale od tego, aby przewodzić narodowi w czasach prawdziwego sprawdzianu państwowego, a takim czasem jest właśnie czas wojny. Prawdziwą misją polityków w czasie wojny jest budowanie szerokiej koalicji państw i zabieganie o trzymywanie pomocy. Natomiast Prezydent Zełeński poczuł się na tyle pewny, że zaczął mieszać się w zakres działań dowództwa wojsk ukraińskich.

Analizujmy uważnie wojnę na Ukrainie i jej przebieg i przede wszystkim nie powtarzajmy błędów popełnionych w 1939 r. oraz przez Ukraińców w tej wojnie. Nie wierzmy w nadmierne zapewnienia i zobowiązania sojusznicze, aby potem nie móc zastanawiać się i narzekać, że „Polska została osamotniona”. Budujmy własny potencjał militarny (wielodomenowy) i własną politykę polityczno-militarną taką jaką realizuje np. Turcja. W oparciu o wielki potencjał polskiego przemysłu zbrojeniowego przede wszystkim.

Kupujmy jak najwięcej z tzw. „pułki” po to, aby móc w szybkim czasie uzupełnić zasoby, które zostały przekazane Kijowowi.

Fot. Wikimedia Commons/Bohyun Pyun, CC BY-SA 2.0