To akurat prawda. Wiza studencka stała się najprostszym sposobem dostania się do Polski z różnych krajów. Co więcej uczelnie tak naprawdę nie wymagały NICZEGO poza wpłaceniem czesnego za rok. Okazało się, że ci obcokrajowcy którzy tu studiują, którzy prawdopodobnie nie będą tu NIGDY pracować, jeśli wykazywali choćby minimalne zaangażowanie, otrzymywali
STYPENDIA Z NASZYCH PODATKÓW.
Co ciekawsze:
„Uczelnie niepubliczne, na takich samach zasadach jak uczelnie publiczne, mogą także ubiegać się o środki finansowe na naukę, w trybie i na zasadach określonych w ustawie z dnia 30 kwietnia 2010 r. o zasadach finansowania nauki”.
Czyli student z Afryki, który nie zna języka polskiego, bardzo często nie zna również języka angielskiego w stopniu umożliwiającym naukę, staje się studentem, a jego „studiowanie” na prywatnej uczelni jest dotowane z naszych podatków. Oczywiście on tych pieniędzy nie zobaczy, ale „uczelnie” które go kształcą tak. Z punktu widzenia uczelni im więcej takich „studentów” tym więcej kasy dla „uczelni”, co więcej nikt nie narzeka na uczelnie, na poziom nauczania itd.
Stąd niektóre „wyższe uczelnie” miały taki właśnie model biznesowy. Sprowadzić jak najwięcej „studentów”, odebrać od państwa dotację na tych „studentów” oraz niczego od tych studentów nie wymagać, bo jeśli przestają być studentami „uczelnie” przestają dostawać dotacje.
Tak więc wielu z tych kierowców Ubera, czy dostarczycieli kababów, to „studenci”, z którymi nie porozumiesz się w żadnym języku, ale to nie przeszkadza im „studiować” w Polsce. Ja dodam że ta patologia jest na taką skalę, że w niektórych prywatnych uczelniach na niektórych wydziałach, takich „studentów” jest znacznie powyżej POŁOWY. A to wszystko z naszych podatków. Faktem jest, że ta niewątpliwa patologia rozwinęła się na taką skalę za rządów PiS.
Zostaw komentarz