W środę telewizja publiczna przypomniała aferę Amber Gold. Trudno zaprzeczyć, że jest ona jedną z największych i potencjalnie wymierzonych w interesy gospodarcze Polski jak mało która po 1989 roku. Niestety, nie jest jedyna.

Jedna z części filmu Latkowskiego nosi tytuł mała Sycylia. Nim jednak zaczniemy zastanawiać się nad trafnością tego śródtytułu przypomnijmy sobie fakty.

27 maja 2004 roku premierem od trzech tygodni był Marek Belka. Prezydentem, drugą już kadencję, Aleksander Kwaśniewski. Sejm, zdominowany przez SLD, uchwalił ustawę o funduszach inwestycyjnych.

Polska wkroczyła na drogę wiodącą ku powszechnemu dobrobytowi. Od tej chwili każdy obywatel mógł inwestować i pomnażać swój kapitał. Tylko proszę się nie czepiać autora i nie mówić, że dekada lat 1990-tych skutecznie pozbawiła ogół Polaków pieniędzy. Wbrew temu powszechnemu przekonaniu późniejsze wydarzenia świadczyły dobitnie, że sporo skarpet jeszcze zostało…

Generalnie by stać się bogatym niczym niemiecki emeryt przewidziane były dwie drogi.

Można było wybrać fundusz inwestycyjny otwarty, albo też fundusz inwestycyjny alternatywny, specjalistyczny lub zamknięty.

Jaka pomiędzy nimi jest różnica?

1. Aktywa funduszu zamkniętego nie są podzielone na jednostki, ale na certyfikaty inwestycyjne. Ich wyceny są publikowane regularnie, ale o wiele rzadziej, niż ma to miejsce w przypadku funduszy otwartych.

2. Podobnie jest z zakupami i sprzedażą certyfikatów. Certyfikaty można nabyć w okresach emisji, a sprzedać ustalonych okresach wykupu.

3. Certyfikaty funduszy zamkniętych (w odróżnieniu od jednostek funduszy otwartych) mogą być notowane na giełdzie, co zwiększa elastyczność w zakresie handlu. Oznacza możliwość obrotu certyfikatami również poza okresami wyznaczonymi przez TFI.

4. Kolejną różnicą pomiędzy funduszem otwartym a zamkniętym jest minimalna kwota, jaką potrzebujemy aby rozpocząć inwestycje. W przypadku funduszy aktywów niepublicznych minimalna kwota inwestowania najczęściej wynosi równowartość 40 tys. EUR. Bardzo rzadko jest mniejsza.

5. Fundusze zamknięte teoretycznie oferują większe zyski, ale są też obciążone o wiele większym ryzykiem.

W pierwszej połowie 2017 roku przybyło ok. 150 Funduszy Inwestycyjnych Zamkniętych.

Ocenia się, że w tym czasie w FIZ-ach znajdowało się ok. 133 mld złotych należących do obywateli RP.

To aż 227 razy więcej, niż zebrał Amber Gold!

Ostatnie lata przyniosły jednak zahamowanie ich rozwoju. Co więcej, wreszcie na poważnie zostały wzięte pod lupę.

Do UKNF wpływają zgłoszenia ws. funduszy, które zarządzają aktywami niepublicznymi i dotyczą różnych obszarów działalności operacyjnej. Wskazanie ich dokładnej liczby jest niemożliwe z uwagi na brak precyzji w opisie poszczególnych skarg. Jednocześnie szczegółowe dane dotyczące konkretnych podmiotów nie są podawane do publicznej wiadomości. Dzieje się tak ze względu na tajemnicę zawodową wynikającą z ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym – mówi Jacek Barszczewski, dyrektor Departamentu Komunikacji Społecznej Urzędu KNF.

UKNF sprawdza podmioty nadzorowane pod kątem zgodności ich działania z obowiązującymi przepisami. W przypadku FIZ AN kontrola obejmuje również zgodność ich działania z treścią statutów funduszy. Patrząc na decyzje I instancji, można zauważyć, że w latach 2018-2020 wymierzono 8 kar pieniężnych na TFI za naruszenia związane z FIZ. Wynosiły one od 30 tys. zł do nawet 3,5 mln zł.

– W ciągu ostatnich dwóch lat kilkakrotnie dochodziło do naruszeń przepisów przez banki depozytariuszy i nałożenia kar przez KNF. W uzasadnieniach decyzji Komisja wskazywała wielokrotnie na uchybienia wobec art. 72 ust. 1 pkt 7 ustawy o funduszach inwestycyjnych. W nim ustawodawca zobowiązuje depozytariusza do zapewnienia, aby wycena wartości aktywów była zgodna z przepisami prawa i statutem Funduszu. Działalność depozytariusza nie może być sprowadzona jedynie do kontroli i nadzoru procedur stosowanych przez Towarzystwo w zakresie wyceny – komentuje ekspert z Kancelarii MBM Legal.

https://strefabiznesu.pl/fundusze-inwestycyjne-ze-stratami-2020-zamkniete-fundusze-inwestycyjne-pod-lupa-knf-afera-jak-z-polisolokatami-czy-obligacjami/ar/c3-15091051

Wcześniej jednak fundusze inwestycyjne zamknięte potrafiły pokazać Polakom, jak nie należy inwestować.

Pierwszy fundusz, o którym powinno być głośno, to fundusz BPH Nieruchomości. Jeszcze w 2005 roku zebrał via bank, co tylko uwiarygodniało inwestycję, ok. 332 mln zł. Środki te miały być korzystnie zainwestowane w budowę centrów handlowych, biurowców i hal magazynowych. Raczkujący wtedy jeszcze boom nieruchomościowy obiecywał realne zyski.

Fundusz inwestycyjny skazany na sukces…

10 lat później zainwestowane wtedy 100 zł warte było ok. 1,15 zł.

W PRL mówiono, że gdyby na Saharze był socjalizm, to raz dwa brakłoby piasku.

W III RP natomiast Saharę pozbawiłyby piasku fundusze inwestycyjne zamknięte.

Oto inny teoretycznie skazany na sukces – związany z WBK Bank Zachodni fundusz Arka Nieruchomości.

Straty, choć każdy, kto kupił nawet kawalerkę w Oleśnie czy innej Oławie w 2004 roku w 2014 liczył zyski.

Tymczasem wymienione wyżej fundusze okazały się finansowymi czarnymi dziurami które po prostu wchłonęły pieniądze swoich klientów.

Nikt w bankach nie poczuwa się do odpowiedzialności, bo przecież to inna osoba prawna była.

A to, że korzystała z oprawy i ceremoniału instytucji uznawanej do niedawna za cieszącą się powszechnym zaufaniem nikogo nie obchodzi.

Końcówka 2017 roku przyniosła kolejny upadek funduszu.

Ponad 2 tys. osób powierzyło blisko pół miliarda złotych funduszom, które inwestowały w grunty rolne i leśne. Certyfikaty tych funduszy oferowały m.in. państwowe banki Alior Bank i BOŚ. Ale zamiast zysków, są ogromne straty.

Sprzedaliśmy z mężem dom na wsi. W styczniu 2016 r. za namową doradcy w Alior Banku prawie 195 tys. zł wpłaciłam do funduszu, który miał inwestować w ziemię rolną. Zapewniano mnie, że to świetna inwestycja – opowiada pani Ewa. Po roku wycofała pieniądze. – W czerwcu 2017 r. dostałam niecałe 3 tys. zł. Od tamtej pory ani grosza więcej.

Nasza czytelniczka należy do grupy ponad 2 tys. osób, które włożyły w sumie blisko 500 mln zł w alternatywne fundusze Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych FinCrea. Nie były to inwestycje dla drobnych ciułaczy. Przepustką była wpłata co najmniej 40 tys. euro, czyli ok. 170 tys. zł. Wśród inwestorów są milionerzy, ale też ludzie, którzy zaryzykowali oszczędności życia. Jak w Amber Gold.

http://wyborcza.pl/7,155287,22559485,fundusze-ktore-sprzedawal-alior-bank-wyparowaly-na-cypr.html

Trudno się dziwić. Jeden z funduszy zarządzanych przez TFI FinCrea wykupił 100% udziałów w cypryjskiej spółce. I to za kwotę 37 mln zł (30% posiadanych aktywów). Tyle tylko, że wartość nabytej spółki okazała się… zerowa.

W sprawie aresztowano już sporo ludzi, w tym jednego z najbogatszych ongiś Polaków (lista 100 tygodnika WPROST) Piotra Wiśniewskiego.

Czy jednak skończy się na kilkutygodniowym areszcie?

Przyjrzyjmy się organizacji zarządzania takiego TFI. Pozornie na czele stoi spółka z o.o. Jakiż więc problem, aby ustalić wspólników?

Okazuje się jednak, że jedynym wspólnikiem spółki zarządzającej jest… inna spółka z o.o. No to może tutaj znajdziemy tych, którzy pociągają za sznurki? Niestety. Na liście wspólników odnajdujemy… kolejną spółkę z o.o. Dopiero na czwartym poziomie okazuje się, że wspólnikami są partnerzy renomowanej (czyt. drogiej) kancelarii prawnej.

Po drodze jednak są trzy zarządy, które to w pełni odpowiadają za poczynania spółek. Każdy jednak za swoją.

Zamiast argumentu procesowego mamy jedynie operacyjne podejrzenie. Co z tego, że graniczące z pewnością, gdy wobec omerty członków zarządów spółek nie do udowodnienia.

Polski KRS pozwala na sprawdzenie PESEL poszczególnych członków Zarządu.

Okazuje się, że wszyscy są urodzeni w latach 1980-tych – tak więc w chwili upadania funduszy nie mieli jeszcze 30 lat.

Tyle możemy wyczytać z KRS-u.

Tymczasem materiały zebrane w gorlickiej aferze śmieciowej pokazują, że członkami zarządów – prezesami spółek – słupów były osoby leczące się psychiatrycznie. W jednym przypadku nawet w chwili czynu przebywająca od miesięcy na leczeniu zamkniętym.

Wróćmy jednak do funduszy.

Powstaje pytanie, na czyje konto zostały przelane pieniądze i pod jakim tytułem?

Właśnie w tym miejscu pojawia się największy problem funduszowego dealu – legalne, bo wpłacone przez naiwnych inwestorów środki muszą opuścić fundusz również legalnie. Na tyle przynajmniej, aby kolejny beneficjent nie musiał z tego powodu prać je na własną rękę.

Powyżej wspomniałem już o zakupie bezwartościowej spółki. To jednak wyszło dopiero po pewnym czasie. W chwili zakupu przedstawiała wszak sporą wartość.

W aferze śmieciowej napotykaliśmy się już na spółki, na papierze dysponujące wyjątkowym w świecie know-how, co pozwoliło na legalne sprowadzanie śmieci z całej Europy, a nawet z Nowej Zelandii.

Do tego Unia Europejska sowicie dotowała nową technologię.

Już po podpaleniu największego stosu w Europie (Zgierz) okazało się, że to tylko fantazja przelana na papier.

Ba, istnieją spółki z o.o. o milionowym kapitale zakładowym, utworzonym na bazie jednego aportu.

Wyobraźmy sobie zupełnie hipotetycznie, że jeden z piszących tu na portalu wystawia weksel na milion złotych. Co z tego, że ani on, ani jego cała rodzina nie dysponują razem takim kapitałem? Weksel to nie czek, a zatem nie musi mieć pokrycia.

Na bazie tego weksla ja, jako remitent (czyli osoba, na rzecz której weksel został wystawiony) powołuję spółkę z o.o., gdzie weksel ten wprowadzam jako aport.

No i dysponuję firmą z milionowym kapitałem zakładowym.

Niewątpliwie wysoce wiarygodną, prawda? ;)

Aż kusi, by zakupił ją jakiś fundusz…

Księgowo natomiast za sprzedaż udziałów tej hipotetycznej spółki sprzedawca będący osobą fizyczną zapłaci podatek w wysokości 19%.

Przy praniu pieniędzy natomiast za dobry rezultat uważa się koszty nie przekraczające 40%.

Oczywiście możemy się bawić dalej. Otóż zbywca udziałów w naszej spółce dysponujący gotówką już zupełnie legalnie przynajmniej teoretycznie mógłby być pociągnięty do odpowiedzialności i co nieco utracić z tego legalnego zarobku.

Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by sam z kolei stał się przedmiotem skutecznej windykacji swojego wierzyciela.

Oczywiście na podstawie weksla, który ongiś wystawił.

A że se zapomniał, to już nie jest wina wierzyciela.

I tak oto gotówka trafia w końcu do tych, do których trafić powinna.

Ci, którzy po drodze pomogli w transferze, mogą liczyć na dostatnie (relatywnie) życie.

Pamiętać jednak muszą o starej zasadzie włoskiej mafii:

tylko umarli milczą naprawdę.

c.d.n.

15.01 2021