Kiedy prezydent po wyborach parlamentarnych powierzył misję tworzenia gabinetu kandydatowi zwycięskiej partii – co jest regułą w systemach demokratycznych – „zjednoczona opozycja” wyła, iż to skandal, a w ogóle określała ówczesny gabinet mianem „rządu tymczasowego”. Miało to być emocjonalnym przekazem, pokazującym jak to „nowi” nie mogą rzucić się w wir pracy państwowej i realizować swoje obietnice wyborcze. Zwłaszcza „100 konkretów na 100 dni”. I mimo że dostali w podarunku cztery tygodnie, aby przygotwać się do rządzenia, wyszło z tego ….

Kiedy wreszcie Tusk sklecił koalicyjny „gabinet 13 grudnia”, niewielu chciało pamiętać jego przedwyborcze zapowiedzi – „ja tu jestem na jakieś 3 – 4 miesiące, żeby zrobić porządek, a potem ster przejmą inni”. No bo inne plany. I powstał taki „fajny rząd” z taką „fajną deklaracją programową” i nowe sejmowanie – za sprawą „marszałka rotacyjnego” – też miało być „fajne”. Bez barierek i z tłumami w kinach, obserwującymi na żywo transmisje z obrad kierowanego przez rotacyjnego marszałka sejmu.

Ale już po kilku tygodniach kolejni ministrowie i politycy „koalicji 13 grudnia” na wyścigi zaczęli informować swój elektorat, że z tymi obietnicami to jednak był po prostu pic. Tak żeby „pogonić pisiorów”. A co jest do zrobienia? Oj, najpierw audyty! A potem się zobaczy.
Dzisiaj już nikt z tej ferajny o żadnych 100 konkretach nawet nie próbuje wzmiankować. „Licznik Tuska” na dzisiaj, pokazuje po 83 dniach zrealizowanie 12 solidnie naciąganych konkretów. No np. „usunięcie” rzecznika praw dziecka w sytuacji, kiedy i tak kończyła mu się na kadencja. Rzeczywiście wielki sukces.

Ale jest w tym coś znacznie gorszego. Premier „porządkowy”, planował przecież kolejną ucieczkę do Brukseli, więc zakładał iż okładanie na lewo i na prawo maczetą i kijem bejsbolowym wystarczy na te kilka miesięcy. Tyle tylko, że za sprawą swoich kolegów z EPP został właśnie spektakularnie wyportkowany i będzie musiał zostać w tym „polskim grajdole”. Ta świadomość jest już tak duża, że od kilku dni słyszymy „pogłoski” o przygotowywanej „rekonstrukcji rządu przejściowego”.

Pozornie było to zaplanowane. Ci ministrowie, którzy okażą się najsprawniejsi w waleniu maczetą, mieli iść do Brukseli i tam się schronić na wszelki wypadek za immunitety u swoich skorumpowanych towarzyszy okupujących parlament europejski.
Ale coraz bardziej widać, iż to skrajna indolencja zmusza Tuska do szybkich podmian. Tu nie można czekać do czerwca, bo w międzyczasie wszystko może się posypać. Kto jest na liście?
Pierwsza linia indolentów jest oczywista: minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz, minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska, minister aktywów państwowych Borys Budka, minister ds. równości Katarzyna Kotula, minister rozwoju i technologii Krzysztof Hetman oraz minister rolnictwa Czesław Siekierski. Dochodzi specjalistka „od zdrowia” czyli wybitna polonistka Izabela Leszczyna czy spec od wojska czyli Władysław Kosiniak – Kamysz.
Zresztą – po co bawić się w wymienianie. Dla każdego jest oczywiste, że przez niemal sto dni praktycznie żaden minister nie przedstawił nic godnego uwagi do zrobienia. Wszystko rozbija się o międzypartyjne przepychanki, bo nikt nie chce z niczego ustąpić. 7 czy 9 partii w koalicji, prawie 150 ministrów i jeden spajający temat – PiS.
Być może dla rozhsiteryzowanego „elektoratu” i niektórych zagranicznych dysponentów, walenie pałą wystarcza, ale Polsce i większości Polaków na pewno nie.
Tymczasem koalicja 13 grudnia nie ma nic do zaproponowania. Jedzie wyłącznie na tym co robił PiS.

Nie ma wyjścia. Trzeba wymienić „rząd przejściowy” i to prędzej niż później. Tusk już to wie, choć pewno nastąpi to dopiero po wyborach samorządowych. Ale dla Polski będą to kolejne stracone tygodnie w okresie, który może nas postawić przed niezwykle poważnymi wyzwaniami.

Rząd przejściowy Tuska już jednak zapisuje się w historii Polski skalą swojej nieudolności, niekompetencji i niezdolności do załatwiania nawet najprostszych zagadnień.

.

Autor: prof. Grzegorz Górski
Polski prawnik, nauczyciel akademicki, adwokat, polityk, samorządowiec, doktor habilitowany nauk prawnych, profesor nadzwyczajny Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, od 2011 do 2014 sędzia Trybunału Stanu. Więcej na stronie autorskiej: grzegorzgorski.pl