Czy dzięki globalizacji, samolotom, internetowi staliśmy się mniej parafiańscy, ignoranccy, bardziej otwarci na innych ludzi, obce kultury, doznania kulinarne i estetyczne jak przywołani w tytule felietonu „prostaczkowie” z książki Marka Twaina pod tym samym tytułem wydanej w tysiąc osiemset sześćdziesiątym dziewiątym roku?
Odpowiedź jest złożona. Z jednej strony, zdecydowanie nie. Z drugiej, co widać zwłaszcza u młodych, oni nie mają problemu z braniem świata innego takim jaki jest. Bez okularów europocentryzmu czy polonocentryzmu. I chwała im za to.
O książce
Powstała jako zbiór relacji Marka Twaina z podróży dwa lata przed ukazaniem się książki na pokładzie statku „Miasto Kwakrów” do Europy i Ziemi Świętej. Jego towarzyszami byli „prostaczkowie” ludzie wiedzący jak zbudować kolej przez Stany Zjednoczone, ale bezradnych wobec mającej cztery tysiące lat cywilizacji tzw. Starego Świata. Wiedzieli jak strzelać z Colta, ale nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Tycjan wielkim jest. Twain, z humorem, ironią, ale i sympatią i szacunkiem, opisał ich przygody.
Przesłaniem tej książki jest kilka zdań w niej zawartych.
„Podróże zadają śmiertelny cios uprzedzeniom, fanatyzmowi, parafiańszczyźnie, a tym samym są potrzebne większości mych rodaków. Ludzi i rzeczy nie obejmiesz w całej ich odmienności wegetując przez całe życie w jednym zakątku ziemi”.
„Grzechy” polskiego, masowego turysty
Dziś Polaków nie trzeba zachęcać do podróżowania. Popularne destynacje takie jak Grecja, Włochy, Turcja są oblegane bo są stosunkowo tanie. Na ogół są to 8 dniowe „objazdówki” czyli „wszystko w pigułce”. Trochę architektury, wykopalisk archeologicznych, „lizania” przez szybę autokaru bądź pociągu „klimatu” odwiedzanego kraju. Tu „focia” tam „słitfocia” by się pochwalić przed znajomymi na FB, że „Zenon i Grażyna” też tam byli. A co niech ich szlag trafi z zazdrości? No i praktycznie zero kontaktu z tubylcami bo a nuż dowiedzą się, że nie samym Watykanem, Luwrem, piramidami tubylcy żyją.
Jeśli czegoś się dowiedzą to od polskiego przewodnika, który wkuł na pamięć przewodnik i serwuje im np. „wiedzę” ( w krajach islamskich) o „mahometanizmie” albo w Grecji, podczas zwiedzania klasztorów w Meteorach, o „prawosławnej sekcie” , która je zbudowała. Niestety znam to z autopsji.
Wszędzie razem. Zawsze szybko i pudełkiem śniadaniowym pod pachą, bo wstało się o piątej rano. U większości, zero wiedzy na temat kultury, zwyczajów, problemów czy też osiągnięć zwiedzanych krain. A jeśli już, to wyniesiona z przewodników turystycznych. Poszatkowana, posegregowana i na ogół upiększona. Taka Turcja, Grecja, Hiszpania itd. „na wynos”.
Po powrocie do kraju często są rozczarowani i gotowi wygłaszać kategoryczne sądy o miejscach, które odwiedzili.
„A muzułmanie, Arabowie to flejtuchy „, „a w hotelach w Egipcie, Turcji nie podawali schabowego”. A w Indiach, „panie dzieju, to już Sodoma i Gomora. Krowy na ulicach i wszechobecny brud oraz żebracy”. „A w Wenecji restauratorzy to na ogół oszukują”.
Obserwując ich niekiedy za granicą, w duchu mówię sobie, jednak Twain nie do końca miał rację. Nie wystarczy nie tkwić w jednym zakątku ziemi przez całe życie, ale podróżować z otwartą głową. I empatią.
Na zdjęciu, wyprawa na Horton’s Plain, Sri Lanka, foto Jolanta Styrczula.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz