We wtorek (09.07.24 r.) rozpoczyął się jubileuszowy szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego, który będzie trwał od 9 do 11 lipca 2024 r. Tematem przewodnim będzie rzecz jasna trwająca nieprzerwanie od trzech lat wojna na Ukrainie oraz sytuacja geopolityczna w Azji Południowo-Wschodniej w której wisi widmo wojny między Chinami a Stanami Zjednoczonymi do której oba kraje intensywnie przygotowują się kilku lat.

Dodatkowo, Rosja w dniu wczoraj dokonała niezwykle intensywnego ataku rakietowego na Ukrainę, w tym zbombardowała specjalistyczny szpital dziecięcy, które mieścił się w Kijowie. Zaatakowano wiele miast. Wszystko to miało miejsce po wizycie dyplomatycznej Premiera Węgier Wiktora Orbana w Moskwie oraz Pekinie. Rosja po raz kolejny złamała przepisy prawa międzynarodowego – humanitarnego oraz wojennego. Niemniej, Putin wysyła czytelny sygnał do Zachodu. Wojna zakończy się, ale na moich warunkach, a nie waszych. Po drugie, jestem gotowy do eskalacji konfliktu. O tym dlaczego Rosja gotowa jest do eskalacji konfliktu świadczą dane obrazujące aktualny stan rezerw złota, które gromadzi intensywnie Rosja od 2022 r. Na początku stycznia br. Rosja zgromadziła około 600 mld USD rezerw złota.

Bardzo dobry komentarz w tej sprawie poruszył w niedawnym wywiadzie Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera, który wskazał, że gromadzenie przez Rosję rezerw złota w trakcie trwającej bardzo intensywnej wojny świadczy o tym, że przygotowuje się do eskalacji wojny. Od dawien dawna powtarzam, że cele Rosji wykraczają daleko poza Ukrainę, która jest pierwszym strategicznym celem. Kolejnym jest Polska ze względu na jej położenie geopolityczne, która z perspektywy Rosji zawsze stanowiła wrota na Zachód i była najważniejszym przeciwnikiem w regionie. Putin w 2022 r. miał bardzo prosty cel: dokonać szybkiej – chirurgicznej operacji specjalnej na wzór interwencji sił Układu Warszawskiego w 1968 r. po to, aby przeprowadzić proces całkowitej dekapitacji państwa ukraińskiego i wymordowania całej elity politycznej obecnej Ukrainy. Następnie przejąć wszystkie zasoby Ukrainy, w tym przede wszystkim ogromny kapitał ludzki, zbudować nowe dywizje ukraińskie dowodzone na wzór sił zbrojnych dwóch separatystycznych republik Donbasu, a następnie uderzyć ponad 2 mln armią na Zachód. Oczywiście, pokaz szybkiej interwencji zbrojnej w lutym 2022 r. miał doprowadził do całkowitego paraliżu decydentów na Zachodzie, którzy w ogóle nie byli i nie są przygotowani do wojny pełnoskalowej. To jest temat na zupełnie inną dyskusję. Niemniej, Putin liczył na powrót polityki ustępstw, jaka miała miejsce przed wybuchem II Wojny Światowej względem III Rzeszy Niemieckiej. Chciał w praktyce doprowadzić do przymuszenia zachodnich mocarstw, w tym przede wszystkim NATO do wycofania wojsk ze wschodniej flanki sojuszu oraz w dalszej kolejności do serii ustępstw takich krajów jak Polska żądając pełnego dostępu do rynku energetycznego w Polsce, kapitału rosyjskiego, demilitaryzacji wschodniej Polski i zmniejszenia sił zbrojnych. Putin w orędziu, jakie wygłosił 24 lutego 2022 r. wymienił praktycznie wszystkie te kwestie oprócz tych dotyczących Polski. Niemniej, dla wszystkich jasne było, co planuje i czego będzie żądał Putin i Rosja.

Cele te nie uległy zmianie i to podkreślmy! Każdy kto na Zachodzie jeszcze się łudzi, że Rosja porzuci te cele nie doznając sromotnej porażki na Ukrainie jest po prostu bardzo naiwny. Rosja dokonała jedynie częściowej weryfikacji i aktualnie żąda uznania tych terytoriów, które zdobyła po 2022 r. jako rosyjskiej zarówno przez Kijów, ale przede wszystkim przez Zachód. Zdanie Kijowa nie będzie miało znaczenia w sytuacji, gdy stanowisko Zachodu będzie bardzo jasne. W imię pokoju, deeskalacji (złudzenie) i nieprzygotowania do wojny, jesteśmy w stanie poświęcić interes Kijowa w zamian za ustępstwa wobec Rosji. Kreml aktualnie tego się domaga po to, aby zamrozić konflikt jak to uczynił po 2014 r. (oczywiście to było również kłamstwo, gdyż żołnierze ukraińscy ginęli pomimo zawarcia serii porozumień w Mińsku). Następnie będzie się przygotowywał do nowej wojny (robi to zresztą podczas tej wojny) mobilizując coraz większą liczbę obywateli, produkując masowo sprzęt wojskowy m.in. pancerny, omijając skutecznie sankcje Zachodu poprzez aktywną obecność w Afryce z której pozyskuje szereg surowców oraz mając ciche wsparcie Pekinu oraz Teheranu i innych mniejszych państw za pomocą których pozyskuje technologię niezbędną do produkcji zbrojeniowej. Wreszcie, intensywnie i non stop gromadząc i rozszerzając własne rezerwy złota, które będą niezbędne w czasie wojny.

Co zrobi Zachód? Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć po szczycie Sojuszu Północnoatlantyckim i decyzjach jakie tam zapadną. One wskażą kierunki strategiczne i cele całego sojuszu. Ponadto, kluczowe będzie to, jakie rozstrzygnięcia polityczne przyniosą wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Wybór Donalda Trumpa i jego powrót do Białego Domu może oznaczać całkowity pivot Stanów Zjednoczonych na Pacyfik. Będzie to bardzo zła wiadomość dla całej Europy, ale przede wszystkim dla Ukrainy, Polski, Państw Bałtyckich i Rumunii. Jedziemy na tym samym wózku geopolitycznym. Wszyscy i Rosja to doskonale wie. Z tą różnicą, że Ukraina nie jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Niemniej, w trakcie trwającej wojny NATO wspiera Ukrainę przekazując informacje, dostarczając sprzęt na front, dostarczając zasoby i środki finansowe za pomocą których Ukraina może uczestniczyć w tej wojnie pomimo wielkich strat ekonomicznych, militarnych, ale przede wszystkim ludzkich. Ukrainie coraz bardziej doskwierają problemu z rekrutowaniem i szkoleniem nowych żołnierzy.

Administracja Trumpa jak wynika z różnych informacji będzie chciała zrewidować politykę Stanów Zjednoczonych zarówno względem Ukrainy, jak i Europy. Doradcy Donalda Trumpa mieli przedstawić mu plan zakończenia wojny. Plan ten zakłada, że Kijów zostanie pozbawiony pomocy wojskowej ze strony Waszyngtonu, jeśli nie rozpocznie negocjacji pokojowych z Moskwą. Jednocześnie Ameryka będzie ostrzegać Rosję, że odmowa negocjacji doprowadzi do… wzrostu amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy. Zgodnie z planem, podczas negocjacji pokojowych obie strony muszą uzgodnić zawieszenie broni w oparciu o „istniejącą linię frontu”.

Natomiast podczas ostatniej debaty z urzędującym Prezydentem USA Joe Bidenem, Trump powiedział, że „Stany Zjednoczone nie powinny wydawać pieniędzy na wojnę, ponieważ ta w ogóle nie powinna się rozpocząć. Podkreślił, że nie doszłoby do niej, gdyby „prezydentem był ktoś respektowany przez Władimira Putina”.

Trump stwierdził również, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski za każdym razem, gdy przyjeżdżał do Waszyngtonu, zabierał ze sobą 60 mld dolarów. Po raz kolejny też podkreślił, że jeśli wygra wybory, to zakończy wojnę w Ukrainie jeszcze przed objęciem urzędu w styczniu 2025 roku.

Ponadto, wiele wskazuje na to, że Trump będzie chciał się skupić na Chinach z którymi może wkrótce dojść do intensywnej wojny w perspektywie najbliższych trzech lat – jak wskazują niektórzy analitycy i generałowie amerykańscy. Może więc wycofać się z aktywnej obecności w NATO i Europie, oddając de facto pole Rosji. Być może w zamian Waszyngton pod rządami Trumpa będzie chciała przekonać Moskwę do zmiany swojej polityki względem Chin. Niemożliwe? Przypomnę tylko, że do podobnych wydarzeń już w historii doszło. Dokładnie podczas II Wojny Światowej, a właściwie na jej początku Waszyngton przyjął strategiczne założenie w swej polityce polegające na „otwarciu furtki” względem Związku Sowieckiego. Departament Stanu liczył się wówczas z tym, że sojusz niemiecko-rosyjski z sierpnia 1939 r., który doprowadził do likwidacji państwa polskiego w praktyce może się rozpaść. Wówczas Waszyngton ze względu na wyzwanie jakim było Cesarstwo Japonii może potrzebować Związku Sowieckiego. Poza tym, w sytuacji, gdy Niemcy realizowały politykę ekspansji na Starym Kontynencie, kluczowe będzie udzielenie pomocy Rosji właśnie po to, aby można było zneutralizować zagrożenie niemieckie. Dlatego miał miejsce Teheran oraz Jałta i dlatego Europa Środkowo-Wschodnia trafiła w ręce Moskwy. To był geopolityczny deal polegający na wynagrodzeniu Rosji wejścia w sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i „wspólne” pokonanie Niemiec, a następnie Japonii. Waszyngton może więc patrzeć na Rosję przez podobny pryzmat tym bardziej, że obecna Chińska Republika Ludowa jest czterokrotnie większym wyzwaniem dla Waszyngtonu niźli Cesarstwo Niemieckie dla Wielkiej Brytania na początku XX w. Jest także zdecydowanie większym wyzwaniem geopolitycznym niż Państwa Osi podczas II Wojny Światowej.

Z perspektywy Polski musimy sobie zdać sprawę z tego, że Stany Zjednoczone prowadzą własną politykę i mają własne interesy, które mogą się w pewnych sytuacjach różnić od naszych. Wojna na Ukrainie i przede wszystkim przyjęcie przez Waszyngton strategii polityki deeskalacji pokazuje, że podobnie jak Kijów możemy wpaść w pułapkę sprzecznych interesów. Ukraina mogła tę wojnę wygrać latem i jesienią 2022 r. pod warunkiem udzielenia takiej pomocy, jakiej potrzebowała i dostarczenie takiej ilości sprzętu, jaki był niezbędny do przeprowadzenia kontrofensywy na froncie i rozbicia armii rosyjskiej na froncie. Tak się nie stało, a tylko niektóre części Ukrainy zostały wyzwolone. Rosja szybko obudziła się i przeszła na tryb wojenny, dokonała także dużych zmian. Ponadto, Zachód potrzebował w praktyce trzech lat do udzielenia zgody na atakowanie za pomocą rakiet daleko zasięgu terytorium Federacji Rosyjskiej. Bez izolowania rosyjskiego zaplecza logistycznego Kijów nigdy tej wojny nie wygra na takich warunkach, jakie chciałby uzyskać. Dla nas jest to wysłanie sygnałów ostrzegawczych. Waszyngton w obawie o eskalację konfliktu może ograniczyć pomoc militarną ze względu na ryzyko wybuchu wojny jądrowej. I to jest rzeczywisty sukces rosyjskiej strategii oparty na eskalacji strachu zachodnich przywódców. Ponadto, zasadniczą kwestią jest to, czy Waszyngton w ogóle stać na aktywną obecność militarną w trzech regionach świata jednocześnie? Moim zdaniem coraz bardziej nie o czym świadczy to, że na Bliskim Wschodzie dochodzi do eskalacji sytuacji. Jest to spowodowane brakiem wiary w rzeczywisty prymat Stanów Zjednoczonych, co skutecznie wykorzystują nowi gracze, w tym BRICS (Brazylia, Chiny, Rosja, Indie, Republika Południowej Afryki), które w dniu wczorajszym podjęły decyzję o wycofaniu się ze strefy dolarowej. Państwa niegdyś Trzeciego Świata w porozumieniu z Rosją podważają ład światowy ustanowiony w Teheranie w 1943 (taki w praktyce obowiązuje dziś) i zdominowany przez Stany Zjednoczone po 1945 i 1989 r. W takiej sytuacji Polska musi sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy nasze bezpieczeństwo i interes geopolityczny powinniśmy stawiać na tylko jednej karcie przetargowej? Moim zdaniem, to droga do samobójstwa i myślę, że to był jeden z powodów ostatniej wizyty Prezydenta Polski w Chinach. Tyle tylko, że spóźniony o co najmniej kilka lat, a na dodatek w trakcie trwającej już wojny. Polska chciała w ten sposób przekonać Pekin do wpłynięcia na Mińsk i doprowadzić w rezultacie do deeskalacji sytuacji na naszej granicy. Jeśli odpowiedzią Pekinu jest wysłanie na naszą granicę pod Brześć chińskich żołnierzy to ten cel najwyraźniej się nie powiódł. Nie wiemy, po co Pekin wysłał w ogóle na Białoruś swoich żołnierzy. Pokazuje to jednak, że Białoruś staje się już nie tylko strefą wpływów Moskwy, ale również Pekinu. Zatem czy nie jest to zapowiedź eskalacji konfliktu w regionie? Tego nie wiemy również, ale najwyraźniej Pekin podjął decyzję o włączeniu się w trwającą grę regionalną i w ten sposób może próbować oddziaływać na nas i sytuację w regionie.

Przyszła wojna światowa to starcie bloków geopolitycznych. Ona częściowo trwa już na Ukrainie, ale jeśli zakończy się po myśli Rosji, to front tej wojny przesunie się do nas, a my będziemy polem wojennym na które światowe mocarstwa będą ścierały swoje interesy geopolityczne (Rosja, Chiny, Stany Zjednoczone, NATO, UE). Polska musi bardzo poważnie brać taki scenariusz pod uwagę i uważnie obserwować to, co dzieje się w Waszyngtonie, Pekinie, Moskwie i Brukseli. Przede wszystkim systematycznie budować własne zdolności militarne po to, aby skutecznie bronić się od pierwszych godzin wojny i przygotowywać do tego momentu całe społeczeństwo, które nie jest przygotowane ani pod względem mentalnym ani tym bardziej militarnym. Zresztą jak całe państwo, które jest w 95% uzależnione od zasobów zewnętrznych. Na nieszczęście tkwimy po uszy w wewnętrznej wojnie politycznej, która tylko i wyłącznie nas na zewnątrz osłabia, a nie wzmacnia. To skutecznie wykorzystują wszyscy do rozgrywania nas samych tutaj nad Wisłą. Zarówno ci z Zachodu, jaki ze Wschodu. Nie chce być złym prorokiem, ale podobne procesy zakończyły się naszym upadkiem w XVIII w. Warto to wziąć pod uwagę wyciągając z tego wnioski. Najbliższe 2-3 lata rozstrzygną naszą przyszłość geopolityczną i będzie to konsekwencja zewnętrznych uwarunkowań geopolitycznych i decyzji, jakie będą zapadać w Waszyngtonie, Pekinie i Moskwie. Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych chyba nie były w ciągu ostatnich trzydziestu lat tak ważne z perspektywy Polski. Wolę się mylić, ale zobaczymy.

Dziękuję za uwagę.

Jeśli podoba ci się moja aktywność analityczna i kontent, jaki tworzę, to możesz mi postawić kawę różnych rozmiarów, link poniżej: 👇

https://buycoffee.to/arkadiuszstankowski