Coraz częściej media donoszą o szykanowaniu pracowników spółek skarbu państwa albo administracji państwowej przez obecną władzę. Z Orlenu zwolniono już podobno blisko 500 osób, w Rządowym Centrum Legislacji poszukuje się ludzi zatrudnionych na rzekomo fikcyjnych etatach, zarządom i radom nadzorczym odmawia się udzielenia absolutorium.

W wielu miejscach złamano zasadę kadencyjności ustawowo powołanych instytucji. Celem są potencjalnie wszyscy, którzy w ciągu ostatnich 8 lat zostali zatrudnieni lub awansowali. To wystarczy, żeby zostali wyrzuceni z pracy przez funkcjonariuszy rządu Donalda Tuska pod byle pretekstem. Jakie będą efekty takiego postępowania? Po pierwsze, już niedługo bardzo trudno będzie kogokolwiek przekonać, żeby zrezygnował ze swojej dotychczasowej pracy i przeszedł pracować do spółki skarbu państwa lub do administracji. To dla Tuska nie jest akurat problemem, bo wątpię, żeby mu zależało na sprawnych kadrach w państwowym biznesie lub administracji.

To rząd antyrozwoju – nie ma zamiaru budować elektrowni atomowych, CPK czy innej strategicznej infrastruktury, więc po co mu sprawni menedżerowie. A drugi efekt będzie taki, że następcy rządu Tuska zrobią ludziom zatrudnionym w jego czasach dokładnie to samo, albo bardziej. Dlaczego? Bo każdy kto przyjdzie po Tusku, będzie mógł powiedzieć: przecież robiłeś to samo. Więc teraz wyrzucimy wszystkich, którzy zostali zatrudnieni w Twoich czasach.

Kiedy to będzie? Nie wiem, ale kiedyś na pewno. Żadna władza nie jest przecież wieczna. Być może Donald Tusk myśli, że go to nie będzie dotyczyć, bo będzie wtedy sędziwym staruszkiem. Jeśli tak myśli, to bardzo się myli. Cała logika uprawiania przez niego polityki i sprawowania władzy jest niszcząca dla Polski. Oby trwało to jak najkrócej.

Fot. Facebook / Mateusz Morawiecki

Autor: Mateusz Morawiecki
Polski menedżer, bankowiec i polityk. Prezes Rady Ministrów w latach 2017-2023. Poseł na Sejm RP, wiceprezes PiS.