Jadąc z Komańczy w stronę Cisnej, droga wije się wśród zielonych wzgórz. Między krętymi zakrętami, pojawia się niewielka osada – Maniów. Dziś to zaledwie cień dawnej wsi. Według oficjalnych danych żyje tu około czterdziestu osób, choć i to wydaje się liczbą przesadzoną. W trawach kryją się już tylko fundamenty domostw, a stare sady rodzą owoce, których nikt nie zrywa.
Przed II wojną światową Maniów tętnił życiem. Mieszkało tu pół tysiąca ludzi – głównie Rusini, Polacy i Żydzi. Była cerkiew, dzwonnica i oczywiście cmentarz. Po wszystkim pozostały jedynie ruiny, kilka kamieni z wyrytymi nazwiskami i krzyże, które dzielnie trwają wśród mchów i dzikiego bzu.
Na jednym z nich – stojącym samotnie, nieco z boku, pośród dzikiego kwiecia – można odczytać napis:
Ś.†P. inż. Andrzej Fedorowicz-Jackowski h. Oginiec
Dyrektor lasów dóbr Solinka–Maniów
ur. 18 czerwca 1904 r. – zm. 4 września 1942 r.
Zginął tragicznie. Pozostaje w pamięci leśników.
Ale nie zginął przypadkiem. Został zamordowany. Jego ciało znaleziono w górskim potoku – leżał twarzą w wodzie, z licznymi ranami postrzałowymi. Kilka miesięcy wcześniej otrzymywał anonimowe pogróżki. Wskazywano na ludzi związanych z OUN – ukraińską organizacją nacjonalistyczną, która wówczas w Bieszczadach coraz śmielej ujawniała swoją brutalną obecność. Nikt nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za tę śmierć.
Nie tak dawno, podczas porządkowania ruin cerkwi, z ziemi wydobyto stary dzwon – zakopany, ukryty przez tych, którzy może wierzyli, że jeszcze tu wrócą.
Dziś nikt już nie wraca.
Przyroda przejęła wszystko – ścieżki, groby, historie. Ale jeśli kiedyś będziecie w tych stronach, zatrzymajcie się. Wejdźcie na wzniesienie, między ruiny cerkwi i cmentarza. Zapalcie znicz. Nie tylko na grobie inżyniera Fedorowicza-Jackowskiego, ale i na mogile obok – tam, gdzie spoczywają ofiary UPA. Bo w tych ziemiach każdy krzyż opowiada czyjąś historię – nierzadko urwaną, brutalnie przerwaną.
Maniów – cicha wioska, która pamięta więcej, niż dziś może powiedzieć.
Bo są rzeczy, o których nadal nie wolno mówić głośno.
Ale przyjdzie taki czas, kiedy nie będziemy już musieli ważyć słów.
I wtedy prawda – jak woda – znajdzie swoje ujście.
Autor: Jędruś Ciupaga
Zostaw komentarz