Jedno z najbardziej poruszających w moim życiu spotkań miałam kilka dni temu na Litwie. Popołudnie i wieczór spędziłam z Siostrą Michaelą Rak, założycielką wileńskiego hospicjum dla dorosłych, a następnie także hospicjum dla dzieci.

Kobieta nie do zatrzymania. Dla chorych zrobi absolutnie wszystko. Jeżeli kiedyś któryś z pacjentów powie, że chciałby przed śmiercią polecieć na Marsa, to Litwa będzie pierwszym krajem, której uda się taka misja.

Kobieta już teraz legendarna na Litwie. Na Uniwersytecie Wileńskim jedna z pracownic naukowych (nie wiedząc, że mam za kilka minut spotkać się z Siostrą Michaelą) powiedziała: „w Wilnie taka zakonnica założyła hospicjum i tu wszyscy uważają ją za świętą”. Starszyzna litewskich Tatarów oznajmiła podczas muzułmańskiego święta, że przyrzekają oddać w razie potrzeby życie za hospicjum, co zapewne było rodzajem jakiejś honorowej przysięgi.

Przyjechała z Polski z gotówką w wysokości 3 zł, które jej ofiarowała w dniu wyjazdu nieznana staruszka sprzedająca pod cmentarzem polne kwiatki mówiąc, że to na budowę hospicjum w Wilnie. A może to nie była zwykła staruszka? Takich znaków było mnóstwo. Tak wiele i tak dziwnych, że były to Znaki, a nie znaki. Jak choćby róże, które po całonocnej modlitwie czy zaczynać tworzenie hospicjum dziecięcego, zakwitły na 20-stopniowym mrozie – i kilkanaście dni później zjawiło się trzech dobroczyńców, którzy wybudowali skrzydło budynku pod oddział dziecięcy. (Zgodnie logiką Znaków, nic dziwnego, że trzech, bo to było akurat święto Trzech Króli. No to ilu ich miałoby być? Sześciu, jak chciał Ryszard Petru?).

Gdy wchodzi się do budynku, od pierwszej chwili czuje się ciepło personelu, uśmiechy i po prostu Miłość. Ogromne wrażenie zrobiła rozmowa z młodym mężczyzną chorym na stwardnienie zanikowe, który obecnie porozumiewa się z otoczeniem sterując wzrokiem klawiaturą na ekranie. Pozdrowił, powiedział, że dobrze się czuje i zapytał jak my się czujemy. Młoda dziewczyna nie odstępuje na chwilę od wielu dni swego narzeczonego, który przegrywa walkę z rakiem.

Troskliwe pielęgniarki w każdej sali części dziecięcej. Pacjenci swobodnie gawędzący w świetlicy pełnej kwiatów. Tak, to miejsce czystej Miłości.

Siostra Michaela przeprowadziła już przez umieranie ponad 30.000 chorych. I żaden, podkreślam, żaden nie poprosił o eutanazję. Chorzy boją się bólu, samotności i bycia ciężarem dla rodziny. Jeśli zapewni im się wolność od tych trzech rzeczy, chcą żyć. I co ciekawe, zdarzyło się bardzo wiele razy, że pacjenci opuszczali hospicjum zdrowi lub w wyraźnej poprawie stanu zdrowia.

Bo „Hospicjum to też życie” – jak głosi hasło polskiego ruchu hospicyjnego.

Mimo, że od około 20 lat związana jestem z ruchem hospicyjnym i nie myślałam, że w tej „branży” coś może mnie zaskoczyć, jednak to spotkanie zapamiętam do końca życia. I już się cieszę na kolejne pojutrze.

Aha, jakbyście chcieli to Miejsce wesprzeć czy to odpisem 1,5% czy to przelewem, to wygooglujcie „Fundacja Aniołów Miłosierdzia” (link TUTAJ). Już za chwilę możecie stać się jednym z Aniołów.