Rektor pan zauważył radykalny spadek czytelnictwa wśród studentów. Zafrapował się i powiedział – dlaczego oni nie chcą czytać książek? Po czym przełączył swój ulubiony telewizor na kanał sportowy. – Jak ja byłem w ich wieku to czytałem. Dużo czytałem – powiedział.

Do gabinetu weszła sekretarka przerywając monolog Rektora pana.

– Jego magnificencja życzy sobie herbatę czy kawę? – zapytała

– Głupie pytania, sama wiesz, siwuchy mi polej, tej podlaskiej, na nerwów wzmocnienie. – powiedział Rektor pan i zajął wygodne miejsce na tapczanie przełączając co chwilę stacje telewizyjne w poszukiwaniu programu, który przykułby jego odwagę. – Ten bibliotekarz już jest? – zapytał Rektor pan.

– Czeka tu już od trzech godzin – odpowiedziała sekretarka. – Wpuścić go mam? – zapytała.

– Wpuścić. – odpowiedział Rektor pan i zajął miejsce za wielkim dębowym biurkiem, nakładając na nos okulary o dioptrii 0, dla dodania powagi urzędowi. Rektor pan co prawda słabo widział, ale to była jego osobista decyzja. Nie lubił widzenia w skali ostrości, bo wtedy kręciło mu się w głowie.

– Czy mogę usiąść? – zapytał stary bibliotekarz. Mam problemy z kręgosłupem. – uzasadnił.

– Oczywiście, bardzo szanuję ludzi kultury. – powiedział Rektor pan. Ale jednocześnie są na was skargi ze strony studentów. I to chciałem z wami omówić. Studenci piszą w anonimowych ankietach, że nie dość przekonująco zachęcacie ich do korzystania ze zbiorów naszej biblioteki. Że generalnie jesteście mało przekonujący w tej kwestii. Piszą też, że nawet jeśli ktoś ostatecznie zdecyduje się wypożyczy książkę, to nie ma w niej nigdzie instrukcji obsługi, nawet w postaci głupiego kodu QR. Co to wiele mówić, nasza młodzież jest wstrząśnięta poziomem pana niedostosowania się do współczesności.

– Ale przecież ja im tłumaczyłem, że papierowa książka jest nieklikalna i że trzeba samemu przewracać ręcznie strony oraz że rozszerzając na poszczególnych stronicach palce nie ma opcji kopiowania. – powiedział bibliotekarz.

– Czyli to jednak prawda, ze nie dorośliście do czasów współczesnych – powiedział Rektor pan. – Młodzież idzie z czasem, a wy zostajecie w tyle, jako pośmiewisko czasów minionych, ogród bezzębnych dinozaurów.

– Czyli co ja mam teraz robić, bo mam 15 lat do emerytury? – zapytał bibliotekarz.

– A bo ja wiem, może zapij się pan na śmierć ale przed tym napisz pan list, jak panu było ciężko w życiu. Żeby ludzie zrozumieli, że picie jednak ma jakiś sens. Albo rzuć się pan pod pociąg, najlepiej pendolino. Jak już umierać to pod kołami najdroższego pociągu. Tymczasem wyprowadź mi pan psa na spacer.

Rektor pan przekazał smycz staremu bibliotekarzowi, na końcu której znajdował się zwykły kundel z podkręcanym ogonem i błyszczącymi oczami. Bibliotekarz przez trzy godziny oprowadzał psa Rektora pana po okolicznych parkach. Po powrocie Rektor pan, widząc niezwykle uszczęśliwione zwierzę, powiedział:

– Niech pan da sobie już spokój z tymi książkami, i tak nic z tego nie będzie. Pozostawię pana na etacie pod warunkiem, że mój kundel będzie pana kochał. I że jego pysk oraz oczy będą dostatecznie wyraźnie to komunikować. – powiedział Rektor pan.

– A czy dbając o psa, którego imienia nadal nie dane było mi poznać, mogę udzielać się w bibliotece? – zapytał.

– Stanowczo nie, albowiem biblioteki mają być zlikwidowane w ramach programu Krajowego Programu Ojejku. Ludzie nie powinni czytać książek, bo przez to całe czytanie rodzą się tylko bunty, a my chcemy harmonii. Na naszych zasadach, najlepszych, lepszych nie ma.

Bibliotekarz posmutniał i schował się we wnęce po szafie przesuwnej, dzieląc odtąd i tak niewielką przestrzeń z asystentem Rektora pana.