Rozumiecie? 2039, czyli w praktyce zapewne 2045, albo nigdy.
Tak wygląda strategia „ad calendas graecas” obecnego rządu wobec kluczowych inwestycji w Polsce.
Odwlekanie budowy polskiej elektrowni jądrowej służy tylko i wyłącznie jednemu – doprowadzeniu do finansowej klapy projektu, który rozciągnięty na 15 lat jest obciążony tak wysokim ryzykiem, że staje się już tylko przez to nieopłacalny.
Co więcej – brak gotowej do eksploatacji elektrowni jądrowej przed planowanym zamknięciem elektrownii Bełchatów wywraca energetyczne podstawy gospodarki polskiej kompletnie.
Dezynwolutra pani minister, brak świadomości znaczenia tego projektu, który powinien być absolutnie priorytetowy – świadczą o braku dobrej woli rządu. Zarazem – jestem pewny, że ekipa Tuska wymyśli coś, żeby budowa nie zaczęła się nawet w 2026 r. Pojawią się jakieś trudności, znajdą się różne inne potrzeby – i to nawet nie z powodów wojennych.
Przypominam, że Hannah Ritchie, brytyjska badaczka, współtworząca portal „Our World In Data” przeanalizowała informacje dotyczące różnych zakładów jądrowych na świecie i wyliczyła, że sam proces budowy liczony od momentu rozpoczęcia prac budowalnych w danej lokalizacji do momentu rozpoczęcia komercyjnej pracy reaktora zajmuje średnio w skali świata 7,5 roku. Medianą w tym zestawieniu był okres 6,3 roku. Jak zaznacza badaczka, zdecydowana większość – bo aż 83% – pracujących obecnie na świecie reaktorów zostało ukończonych w czasie krótszym niż 10 lat, a 95% – w czasie krótszym niż 15 lat. 68% reaktorów zbudowano w mniej niż 8 lat, a 21% – w mniej niż 5. Co ciekawe, historia zna przypadki ekspresowego tempa budowy jednostek jądrowych. Niektóre z nich były stawiane nawet w trzy lata.
Jednym słowem – rząd Tuska już na wejściu pozycjonuje budowę polskiej elektrownii jądrowej wśód najwolniejszych na świecie!
CHUJ, DUPA I KAMIENI KUPA!!!
Zostaw komentarz