Pojawiające się co jakiś czas protesty polskich rolników przeciw docierającym do Polski z Ukrainy produktom rolnym – olej, różne zboża, masło, cukier itd. (lista jest rudna do ogarnięcia), są skutecznie uspokajane przez urzędników rządu Tuska.
Michał szczerzący zęby wcale nie musi się specjalnie wysilać, bo w przeciwieństwie do niego, PiS na razie nie ma potencjalnego przywódcy protestujących rolników. Tym bardziej, że teraz także PiS próbuje przedstawić jako swój sukces (komisarz Wojciechowski) wątpliwą umowę dotyczącą importu z Ukrainy płodów rolnych i ich przetworów zawartą przez UE na kolejny rok. Dlaczego wątpliwą – choćby z tego względu, że do Polski i tak „wlało się” mleko i wjechało masło i inne te produkty oraz płody. I znowu musztarda po obiedzie.
Jest tam też taki szczególny zapis o tym, że są tzw. mechanizmy interwencji unijnej, by zablokować napływ tych produktów, gdy zdestabilizuje to rynek spożywczy UE. Problem w tym, że UE jest zadowolona z napływu tych tańszych produktów, których ceny są bardziej konkurencyjne niż polskich. I to dla polskich rolników jest zagrożeniem, bo sami na rynek UE nie będą mogli sprzedawać.
Ale dla polskich rolników, a przede wszystkim konsumentów pojawia się inne poważniejsze zagrożenie niż wątpliwej jakości wyprodukowany, bo jak już dużo wcześniej napisałem, nie ukraiński, ale korporacyjny surowiec i produkt rolny. Tym zagrożeniem są pomysły ekologów – na czele z euro-posłanką Spurek. I jeśli one zostaną wdrożone, to przestaniemy jeść wołowe mięso i pić mleko, bo ich produkcja rzekomo to poważne zagrożenie dla naszej planety. Oczywiście , gdzie indziej te krowy i bydło na mięso będą hodowane, a mleko dojone od krów, mimo tego, że jak chcą lewaczki, jest o ewidentny gwałt na krowach.
Jeszcze większym zagrożeniem jest produkcja sztucznej żywności. Skutki jej spożywania okażą się dopiero za kilka – kilkanaście lat. Nieco później niż te w związku z pandemicznymi obostrzeniami covidowymi, przy okazji których Owsiak i jego ekipa już kasę w niedzielę niezłą zebrali. I wcale się nie zdziwię, jak Owsiakowi coraz bardziej brakującemu pomysłów na hasło jego corocznej imprezy, przyjdzie do głowy zbiórka pieniędzy na poszkodowanych od jedzenia sztucznego mięsa.
Ale problem niewątpliwie szybszy to wypieranie naturalnego mięsa przez to sztuczne. Polepszacze do niego są na tyle skuteczne, że będzie ono w smaku pewnie lepsze. I jak jakaś lewacka aktywistka ekologiczna podawała, rolnicy, zamiast bydłem i świniami, powinni się zająć produkcją tej sztucznej żywności. Bo to i tańsze i mniej ziemi wymaga do uprawy.
A więc smacznego.
Autor: dr hab. Józef Brynkus, prof. UP Kraków
Pracownik Katedry Edukacji Historycznej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pochodzi z rodu górali podhalańskich i orawskich. Polski historyk i nauczyciel akademicki, profesor UP Kraków, poseł na Sejm VIII kadencji.
Zostaw komentarz