Ubóstwienie niehetonormatywności u współczesnych postępowców nie wynika, moim zdaniem, wyłącznie z naiwnego postawienia ich w charakterze kolejnego „Chrystusa” – symbolicznej ofiary systemowej przemocy, ale ma głębszy sens wynikający z ekspansji mentalności gnostycko-hermetycznej.
Już Jan Szkot Eriugena, średniowieczny teolog z okresu renesansu karolińskiego działający pod wpływem myśli Orygenesa, Proklosa, Martianusa Capelli i Boecjusza wyrażał przekonanie, że w ramach pewnej hierarchii hipostaz Bóg, którego natura jest niepojęta, jest równocześnie wszystkim i niczym i „sam się stwarza” a ta właściwiość Boga jest obecna w jego kreacjach, więc człowiek również ma potencjał „stwarzania siebie”, że ma tu pełną wolność i że ta wolność jest jednym z aspektów esencji boskości obecnej w człowieku. Ta myśl była potem kontynuowana przez Petrarkę i stała się jednym z kluczowych elementów odrodzeniowego humanizmu. Eriugena sprzeciwiał się też augustyńskiemu przekonaniu, że po zmartwychwstaniu ciało ludzkie zostanie odtworzone w obecnej postaci, czyli że ludzie po zmartwychwstaniu będą mieli płeć. Zdaniem Jana Szkota był to pogląd horrendalny – twierdził, że po zmartwychwstaniu ludzie muszą stać się tacy, jak przed grzechem pierworodnym, czyli powinni być bezpłciowi, gdyż płeć wynika z zaprzecznia boskości.
Współczesne postawy „queer” i związana z nimi „niebinarność” czy też raczej „niedefiniowalność” płci jest z takiej perspektywy doczesnym spełnieniem tych postulatów. Osoby „queer” realizują wspomnianą hermetyczną wolność i unieważniają pojęcie płci a wraz z nią towarzyszące płciowości tabu wynikające z grzechu pierworodnego. W ten sposób stają „bliższe” Bogu, więc w ramach naszej kultury zostają na swój sposób przebóstwione – dokładnie w duchu bliskiej Eurigenie teologii apofatycznej.
Obraz Mircea Iancu z Pixabay
Zostaw komentarz