Niestety – przecwelowany elektorat warszawski go nie wybierze. Wybierze Trzaskowskiego.

Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co musiałby zrobić Trzaskowski, żeby Warszawiacy go nie wybrali? – Chyba zgwałcić własną matkę..

Problem wyborów samorządowych w Warszawie pokazuje jak w soczewce istotę podziału politycznego w Polsce. Tutaj nie chodzi o żaden program, o żadne konkrety. To jest nieomal wyłącznie podział tożsamościowy, w którym rozróżnienie między „my” a „oni” polega na zasadniczo odmiennym postrzeganiu podstawowych kategorii kultury.

W praktykach społecznych ten antagonizm wyraża się we wzajemnej pogardzie dwóch zwaśnionych obozów, przy czym są tu pewne różnice w niuansach.

W szczególności strona powiedzmy lewicowo-liberalna traktuje stronę powiedzmy prawicową jak brud, jak uciążliwy paproch, który musi zostać za wszelką cenę usunięty, gdyż stanowi wstydliwą skazę niweczącą wszelkie aspiracje ku europejskiej elegancji.

Właśnie ta estetyzacja prowadzi do tego, że w będącej kwintesencją takiego myślenia „słoikowej” Warszawie prawicowy kandydat na prezydenta jest praktycznie niewybieralny.

Na swój sposób Warszawa jak w soczewce skupia porażkę, jaką Polska odniosła w wychowaniu młodego pokolenia. Te setki tysięcy młodych ludzi z całego kraju, którzy w minionych dekadach znaleźli tu pracę i osiedli, po prostu chciały się mentalnie odciąć od tego wszystkiego, co łączyło ich z przaśną i rozmodloną, szaro-burą „polskością” prowincji.

To wyparcie ma charakter pokoleniowy i jedynie zmiana pokoleniowa może to zmienić. Dlatego tak ważna jest edukacja i mądre, a właściwe „czujne” podejście do tych zagadnień. Z pomocą ludzi w rodzaju min. Czarnka prawica młodego pokolenia nie odzyska!