Wyniki exit-polls wskazywały na wyraźną wygraną Platformy Obywatelskiej w wyborach europejskich, końcowe są lepsze. Jednak jednym słowem, mamy trzecią z rzędu porażkę wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. Czy będą z tego wyciągniętne jakieś wnioski?

Zauważalna jest też słaba frekwencja wyborcza, co pokazuje jak wątłe są podstawy demokratyczne europejskiego parlamentaryzmu. W Polsce szczególnie słaba frekwencja dotyczyła obszarów wiejskich i małych miejscowości, w szczególności na wschodzie kraju – w tradycyjnej bazie wyborczej prawicy.

Pokazuje to, jak płytki i powierzchowny jest kontakt polityków PiS ze swoim elektoratem. Politykom tym nie udało się zmobilizować swoich wyborców do udziału w tych szalenie ważnych dla przyszłości Unii Europejskiej wyborach pomimo tego, że właściwie cały przekaz tej partii od czasu październikowych wyborów parlamentarnych zdominowany był przez kwestie unijne. Politycy PiS, ale też Konfederacji, nieustannie przekonywali w mediach, że proces unijny prowadzi do wywłaszczania Polski z atrybutów suwerenności, że unijny „Zielony Ład” doprowadzi do bankructwa polskiego rolnictwa, że narzuty na ceny energii spowodowane wysokimi kosztami opłat za emisję gazów cieplarnianych prowadzą do utraty konkurencyjności naszej gospodarki, że rządy Koalicji Obywatelskiej w istocie realizują niezgodne z polską racją stanu wytyczne z Berlina, itd. Jednak o ile Konfederacja może mówić dziś o skucesie, to Prawo i Sprawiedliwość już nie bardzo.

Odnoszę wrażenie, że Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w strukturalnym impasie. Partii tej wydaje się, że mozna dziś wygrywać wybory „hasłowo” – wrzucając na bieżąco kolejny drażliwy temat i „grzejąc” go w mediach do oporu. Tymczasem widać, że poza bazą „parafialną” prawica niczego nie zbudowała. Nie ma zaplecza, które prowadziłoby codzienną wytężoną akcję uświadamiania swoich wyborców co do natury współczesnych podziałów politycznych i konieczności ich większego zaangażowania.

Zapowiedź porażki można było już odczuć oglądając relacje ze spotkań Jarosława Kaczyńskiego w Łowiczu czy Sieradzu, gdzie wspierał on kandydujących z regionu polityków PiS. Frekwencja tam była czasem wręcz żenująca…

Ludzie naprawdę są znużeni postawą, która sprowadza się do okazjonalnego „wjazdu” politycznego cyrku raz na rok, bez żadnej realnej pracy organicznej na dole, poza interesami i interesikami pisowskich „działaczy samorządowych”.

O wielkich miastach nawet nie wspomnę – jak wiele razy pisałem – polityków prawicy nie sposób sięgnąć – milczą ich telefony w biurach poselskich, na e-maile nikt nie odpowiada, nie słychać o żadnych lokalnych inicjatywach umożliwiających bieżący kontakt partii z jej elektoratem. Politycy PiS są wyalienowani. Poza krótkimi okresami kampanii wyborczej, kiedy skrzynki pocztowe są zasypane ulotkami wyborczymi kandydatów – zwolennicy prawicy nie są zachęcani do uczestnictwa w żadnych inicjatywach, które zbliżałyby ich do partii. Co najwyżej są proszeni do udziału w kolejnym wiecu poparcia czy protestu. Nie ma tu nic konstruktywnego, co otwierałoby ludziom z zewnątrz aktywne włączenie się do polityki. PiS jawi się zatem jako typowa struktura wertykalna, zamknięta „katedra”. Widać tu wyraźnie dziedzictwo słynnego „Zakonu Porozumienia Centrum”, stanowiącego niedosiężny eszelon władzy niedopuszczający do siebie nikogo spoza bardzo wąskiego kręgu zaufanych i głuchego na głosy „z dołów”, od których oczekuje się jedynie „mierności i wierności”.

Ten kompletny brak interakcji doprowadza wyborców Prawa i Sprawiedliwości do zniechęcenia. Nie głosują, bo właściwie nie wiedzą na kogo i po co mieliby głosować. Dlaczego na tego kandydata a nie na tamtego? Politycy Prawa i Sprawiedliwości jawią się wyłącznie jako odległe „osobowości telewizyjne”, gadające głowy wypowiadające to, co akurat dziś jest partyjnym przekazem przesłanym im SMS-em z „centrali”.

Ci zaś, którzy ze względu na swoją pozycję zawodową lub środowiskową PiS dopuścił do udziału w życiu partyjnym, szybko się zniechęcili, kiedy okazało się, że nikt nie zamiaru korzystać z ich doświadczenia i wiedzy eksperckiej, lecz raczej oczekuje się od nich, że będą „za bezdurno” żyrowali ów codzienny przekaz, na który nie mają w istocie żadnego wpływu. W ten sposób Prawo i Sprawiedliwość utraciło kontakt z sektorem wiedzy analitycznej i ze środowiskiem akademickim. Jedynym właściwie wyjątkiem jest tu omnipotentne środowisko „konserwatywnych historyków”, którzy zdominowali aktywność społeczną partii do niekończących się rozważań nad dziejami Polski, muzealnictwa i tzw. „dętęgo patriotyzmu”, czego najlepszym przykładem była chybiona działalność Polskiej Fundacji Narodowej.

Obecny układ w Prawie i Sprawiedliwości moim zdaniem się po prostu wyczerpał i żyje już tylko nadzieją na „wykopyrtnięcie” się lewicy liberalnej w wyniku jakichś kolejnych kardynalnych błędów.

Tymczasem – sorki za porównianie – prawica musi przyjąć strategię intensywnej pracy „na dole” podobną, jak niegdyś partia Bolszewików, której „komisarze ludowi” byli lokowani dosłownie gdzie się da i byli ostro rozliczani ze skuteczności swoich działań agitacyjnych. Inaczej rozdźwięk między bazą społeczną a partią będzie się stale powiększał – zwłaszcza w wielkich miastach, bez których, ze względu na ich potencjał demograficzny i ekonomiczny – trudno jest dziś wygrywać wybory.

Moim zdaniem Prawo i Sprawiedliwość stało się partią leniwą, która chce już tylko żyrować obecny stan rzeczy bez realnego pragnienia zwycięstwa. A przynajmniej tak zachowują się „tłuste koty” z dawnego Porozumienia Centrum, którzy wciąż mają w PiS najwięcej do powiedzenia. PiS stał się zakładnikiem swojej własnej polityki kadrowej, która promowała „wiernych, chociaż biernych”.

Partia ta nie wykształciła też właściwych mechanizmów delegacji kompetencji i weryfikacji celów za pomocą odpowiednich mechanizmów raportowych. Za wiele tam koterii i gierek personalnych a za mało realnej pracy. Za dużo zaufania do „zaufanych działaczy” a za mało wiedzy eksperckiej i realnej debaty politycznej.

Mówiąc wprost – czas na opuszczenie przez Jarosława Kaczyńskiego pozycji „naczelnika państwa”, „największego stratega” i „pierwszego nawigatora”. Proponowany przez niego model przywództwa właśnie się wyczerpał. Czy PiS jest w stanie wyłonić lepsze – tego nie wiem, ale bez podjęcia takiej próby partię tę czeka, moim zdaniem, już tylko dalszy upadek.

Tutaj nader ciekawy wykres – poparcie dla partii politycznych w eurowyborach w segmencie młodych wyborców. Widać wyraźnie przyszłość PiS, jeśli nie nastąpią w tej partii jakieś zdecydowane przekształcenia.

I proszę mi nie chrzanić, że „jak dorosną, to zmądrzeją”. Ta teza jest już mocno „passe”. Badania socjologiczne pokazują wyraźnie, że od lat 90-tych zeszłego wieku tendencja do zmiany poglądów politycznych w miarę starzenia się elektoratu wyraźnie słabnie.