Gdy jadę pociągiem do Warszawy, do pracy, zazwyczaj śpię. Staram się przespać te 400 km, które dzielą mój dom od miejsca pracy. Na pamięć znam całą trasę, wszystkich kierowników pociągów i konduktorów, rozkład jazdy, potrafię z dużą dokładnością przewidywać spóźnienia pociągów. Nic już prawie nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Zewsząd wieje nudą i przemijaniem.
Gdy wysiadam na dworcu Warszawa Gdańska myślowo wypożyczam sobie jeszcze na peronie psa, którego nazwałem Galimatias. Żeby nie odczuwać, że wszędzie idę sam i że jak jadę do domu, to też sam. Prowadzę na zmyślonej smyczy Galimatiasa przejsciem podziemnym, wchodzę z nim do windy z napisem tramwaj Centrum Ochota i czekamy razem na tramwaj 33. Wtedy w myślach zapalam papierosa bez filtra.
Gdy razem wchodzimy do tramwaju myślę sobie, żę kasuję bilet, którego nie mam, bo go wcześniej nie kupiłem i czekam aż jakiś kanar każe mi go okazać, aa ja mu wówczas opowiem o sobie, swoim życiu, podróżach i ku jego zaskoczeniu przyznam się, że jestem z psem, takim niewidzialnym, ale prawdziwym, Galimatiasem.
Na Rondzie Radosława tramwaj nieco trzeszczy i wówczas Galimatiast staje sie niespokojny, ale potem już jest OK, bo do Alei Rerymonta jedzie po prostej. Po drodze wychodzimy z tramwaju na Krasińskiego do Baru „Sady”. Zjadam tam pożywna zupę jarzynową oraz wypijam napój o smaku ugotowanej landrynki, Galimatiasowi zamawiam kaszankę bez cebuli. Bo cebuli nie lubi. Potem znów wsiadamy do 33 i dojeżdżamy do przystanku przy Alko Szopie, otwartym przez całą dobę alkopoju na Chomiczówce.
Tam spuszczam na parę minut Galimatiasa ze smyczy, żeby się wybiegał, przeglądam piwa, wina, wódki i rozważam różne opcje. Po czym wychodzę z tego parszywego sklepu, nie kupując niczego i krzycząc na całe gardło: precz z pijaństwem, niech żyje rozsądna degustacja wina czerwonego wytrawnego w umiarkowanych ilościach!
Gdy wychodzę ze sklepu, paru gości w przyciasnych kurtkach pyta mnie czy jestem stąd i czy ten pies, co jest niewidzialny, ale oni czują jego zapach to mój jest. Odpowiadam twierdząco. Jestem z Chomiczówki, bo hoduję gryzonie. Zamykają się, powracaając do konsumpcji piwa z puszki.
Potem dochodzę do swojego mieszkania i wówczas każę Galimatiasowi wracać na Dworzec Gdański. Nie dlatego, że go nie mogę trzymać w mieszkaniu, ale dlatego, że jest on tam potrzebny dla kogoś innego.
Zostaw komentarz