1 czerwca Amerykanie planują start pierwszej od dekad załogowej misji kosmicznej. NASA zamierzaja posłać na spotkanie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej statek „Starliner” skonstruowany we współpracy z mającym poważne problemy Boeingiem. Jak zwykle w przypadku tego typu przedsięwzięć ciągle zdarzają się problemy techniczne. Rakieta kosmiczna to nader wymagający rodzaj pojazdu: chociaż zasilany ciekłym paliwem silnik główny rakiety nośnej Atlas V teoretycznie można zatrzymać po odpaleniu, to dwóch dodatkowych „busterów” na paliwo stałe już nie. Po odpaleniu silników nie ma zatem możliwości wstrzymania startu nawet jeśli w ostatniej chwili dojdzie do wykrycia usterki. Zatrzymanie silnika głównego nic nie da – napędzana „busterami” rakieta i tak wzbije się w niebo, ale jedynie do pewnej wysokości, po czym spadnie.
Cały świat patrzy zatem jak skończy się zaplanowna na 1 czerwca misja, gdyż jej przebieg będzie niejako demonstracją możliwości współczesnego państwa amerykańskiego. Porażka byłaby wizerunkową klęską potwierdzającą wewnętrzne problemy i utratę kompetencji technicznych przez USA.
Sytuacja jest w ogóle ciekawa, gdyż od czasów misji Apollo Amerykanie nie rozwijali własnych silników rakiet kosmicznych a polegali na… konstrukcji rosyjskiej. Ich pojazdy były i są napędzane rosyjskimi silnikami RD-180. Pogorszenie sytuacji międzynarodowej spowodowało, że NASA musiała zacząć uwzględniać problem i prowadzi w związku z tym wraz z United Launch Alliance (ULA) projekt nowej rakiety „Vulcan” bazujący na opracowanym przez będącą własnością Jeffa Bezosa firmę Blue Origin silniku BE-4. Ponieważ jednak ma w magazynach ponad setkę sprawdzonych silników rosyjskich – wciąż je stosuje. Najbliższy start „Starlinera” będzie również napędzany silnikiem rosyjskim.
W przypadku drugiego stopnia rakiety, Amerykanie zamierzają użyć rozwijanego od lat 50-tych własnego modułu „Centaur” napędzanego opracowanym przez ULA kriogenicznym silnikiem Aerojet Rocketdyne RL10. Moduł „Centaur”, oprócz głównego silnka nośnego posiada też cztery silniki korekcji toru lotu zasilane ciekłym tlenem i hydrazyną. Za wypychanie hydrazyny ze zbiorników odpowiedzialny jest sprężony hel. Teraz okazało się, że zawory sterujące podawaniem tego gazu mają problem i przeciekają. Przy okazji wyszedł „błąd projektowy” grożący w pewnym stopniu brakiem możliwości wprowadzenia odłączonego od modułu załogowego stopnia drugiego na prawidłową orbitę w przypadku awarii podstawowego systemu korekcji lotu. Ponieważ jednak nie ma to wpływu na moduł załogowy – NASA nie uznała tego ryzyka za na tyle poważne, aby przekładać od dawna opóźniony start.
Zatem w najbliższą sobotę się przekonamy jak zaawansowany jest projekt „Starliner”, ale w czerwcu czeka nas też kolejna próba „Starshipa”, czyli potężnej rakiety Elona Muska, która docelowo ma zawieźć ludzi na Marsa.
Zostaw komentarz