Mówiliśmy sobie przez lata, że tamte czasy już nie wrócą. Że sądy kiblowe to przeszłość – mroczny epizod historii, który zakończył się wraz z odejściem komunizmu. Że prokurator to już nie wykonawca politycznej woli, ale strażnik litery prawa. Że przesłuchania mają służyć dochodzeniu prawdy, nie pisaniu scenariusza. I że nikt już nigdy nie odważy się powiedzieć publicznie, że „litera prawa” jest zawadą. A jednak – wracają. I to szybciej, niż wielu z nas przypuszczało.
Nie w karcerze, nie w piwnicy, nie przy łuszczącej się ścianie więziennego korytarza. Dziś te „nowoczesne sądy kiblowe” odbywają się w gustownych gabinetach, przy stolikach z kawą, z odpowiednią oprawą medialną. Ale mechanizm pozostał ten sam: przesłuchanie nie służy odkryciu prawdy, lecz jej ułożeniu. Protokół nie odzwierciedla zeznań – on je redaguje. A prokurator przestaje być urzędnikiem państwowym – staje się demiurgiem nowej wersji rzeczywistości.
Nie musimy sięgać daleko, by to zobaczyć. Wystarczy przywołać niedawne wypowiedzi prokurator Ewy Wrzosek – osoby, która od lat przedstawiana jest opinii publicznej jako symbol niezłomności i „nowej fali praworządności”. Problem w tym, że język, jakim mówi, przypomina bardziej notatki funkcjonariuszy aparatu represji z lat 40. niż standardy prokuratury demokratycznego państwa prawa.
„Na zimno najlepiej smakuje zemsta” – mówi w jednym z wywiadów Wrzosek.
Zemsta. Nie sprawiedliwość. Nie ochrona interesu publicznego. Nie rzetelne śledztwo. Zemsta. Prokurator jako narzędzie odwetu, a nie jako element systemu gwarancji praw obywatela.
Ale to tylko początek. Bo oto padają kolejne słowa:
„To nie jest czas, aby ściśle trzymać się litery prawa.”
Trudno o bardziej bezpośrednie odwołanie do retoryki stalinowskiej – tej samej, która tłumaczyła łamanie procedur koniecznością dziejową. Tą samą logiką posługiwali się ci, którzy wysyłali ludzi do obozów bez procesu. Przecież też nie był to czas „ściśle trzymać się litery prawa” – był to czas budowania nowego porządku, rzekomego interesu społecznego, walki z bandami, z wrogiem klasowym, z sabotażystami.
I wreszcie najpełniejsze wyznanie tej mentalności:
„Żyjemy w czasach powojennych, gdzie po lasach grasują bandy, państwo wciąż jest zagrożone i trzeba działać w sposób niestandardowy. Prokurator ma prawo sam oceniać, jakie działanie jest zgodne z interesem społecznym. Ja mam odwagę to robić. Ci, którzy mnie najgłośniej krytykują – nie. Nie złamałam prawa, co najwyżej regulamin.”
Nie sposób nie odczytać w tych słowach ducha stalinowskiej paranoi: wiecznego zagrożenia, wiecznej wojny z „niewidzialnym wrogiem”, wiecznego uzasadnienia dla obchodzenia procedur. A jednocześnie – pełnej pychy wypowiedź człowieka przekonanego, że stoi ponad systemem, ponad prawem, ponad zasadami. Prokurator, który sam decyduje, co jest zgodne z interesem społecznym – to nie urzędnik demokratycznego państwa, to namiestnik ideologii.
Tak właśnie rodzą się sądy kiblowe XXI wieku. Nie muszą już mieć miejsca na klozecie więziennej celi– wystarczy, że mają kloaczny charakter. Wystarczy, że procedury stają się fasadą, a przesłuchania – instrumentem tworzenia politycznego przekazu. Wystarczy, że w protokole zaczyna się redakcja zeznań, a nie ich dokumentowanie. Wystarczy, że świadek jest naginany do oczekiwań śledczego, a nie słuchany z uwagą.
W PRL mówiło się: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”. Dziś moglibyśmy dodać: „dajcie mi świadka, a protokół sam się ułoży”.
Oczywiście można zbyć to wszystko jako przesadę. Powiedzieć: „To tylko słowa”. Ale historia uczy, że właśnie od słów wszystko się zaczyna. Że zanim zapadły pierwsze wyroki śmierci na podstawie fałszywych protokołów, zanim rozpisano listy do aresztowania, zanim zaczęto wysyłać ludzi na łagry — najpierw zmienił się język. Najpierw prokurator przestał być sługą prawa, a stał się inżynierem rzeczywistości.
Dlatego tak groźna jest ta nowa-stara retoryka. Dlatego trzeba ją demaskować i nazywać po imieniu. Bo jeśli dziś milczymy, gdy padają takie słowa, jutro obudzimy się w świecie, gdzie litera prawa znów będzie tylko dekoracją.
To już nie są tylko echa przeszłości. To powrót mentalności, którą mieliśmy pogrzebać. To sądy kiblowe z nowym logo na drzwiach. I niestety – to także znak czasów, w których wnuki kończą to, co dziadkowie zaczęli.
Zostaw komentarz