Woźny o 4 nad ranem wyszedł z garażu podziemnego i przystąpiwszy do recepcji oświadczył: „przestałem definitywnie pić”. I jak to mówił był już jakby trzeźwy.
Blady strach spadł na wszystkich pracowników Uniwersytetu.
Bo dopóki Woźny był nietrzeźwy to był przewidywalny i do zniesienia. Odkąd zaś od kilkudziesięciu godzin chodził na trzeźwo po budynku, to nawet automaty do kawy dostawały nóg i chowały się w kąt.
– Woźny, proszę zacznij już wreszcie pić, bo stajesz się nieznośny – powiedziała po cichu zanonimizowana sekretarka z jednego z wydziałów.
– Zacznę pić jak będę chciał – odpowiedział Woźny i ostentacyjnie wypił napój bezalkoholowy.
Cały Uniwersytet stanął jakby w rozkroku. Bo dopóki Woźny pił, to był do zniesienia, zaś ci co namawiali do niepicia nagle zniknęli. Wszyscy na L4. Tacy odważni. A resztę zostawili sam na sam z trzeźwym Woźnym.
– Upijmy go może jakoś podstępem – powiedział kierownik Zakładu Kierowania Czymkolwiek, obecnie przypadkowo nazywanym Zakładem Zarządzania. – Nawet do rosołu niech mu się poleje, bo inaczej wszyscy zginiemy.
Woźny w końcu zasnął, bo miał problemy z cukrzycą. Wówczas to pracownicy administracji zrobili mu zastrzyk ze spirytusu. Prosto w serce.
No i po kilku godzinach Woźny znów stał się sobą.
PS. 1: Książki książkami, ale w prawdziwym życiu naukowym liczy się tylko świnia.
PS. 2: Na tyle jeszcze jestem świadomy, że nowy lek zmienia mi jaźń. Nie wiedziałem, że istnieją tabletki, które mogą zastąpić litr wódki. Tak mieszają w głowie. Mam teraz do wyboru – albo raz w miesiącu zapaść się pod ziemię, ale doświadczać realnego życia, albo brać tabletki, które na swój sposób uwalniają od rzeczywistości. To drugie boli, ale jest prawdziwsze. Sam nie wiem, co jest lepsze.
Zostaw komentarz