Moja klacz Legia (l. 24) z dzisiejszej niedzieli. A przy okazji podzielę się historią z tego weekendu, która mnie zastanowiła.

Jadę na klaczy (tej ze zdjęcia) przez pobliski las. Dróżkami. Las ten jest „współdzielony” przez trzy stajnie. Tzn. Można spotkać konie i jeźdźców z trzech stajni. Jedna z tych stajni jest wybitnie „rekreacyjna”. W weekendy odbywają się oprowadzanki na kucykach z udziałem małych dzieci i rodziców. Idzie taki rządek kucyków, a na nich siedzą dzieci i obok idą rodzice, każdy trzyma w ręku kucyka, na którym siedzi dziecko. Dzieci ok. 2-3 lat.

Cale to towarzystwo prowadzi na przodzie „instruktor” na pieszo – nie wiem, jak go nazwać. Powiedzmy – ktoś kto wie coś – niecoś o koniach.

Spotkałam takowy „zestaw” w ten weekend. Spotykałam podobne „zestawy” kucyków wielokrotnie. Wiec postanowiłam przeczekać. Zatrzymałam konia w pewnej odległości i czekałyśmy wspólnie, aż to-to się przemieści. Zwykle nic nigdy się nie dzieje. Dlatego cierpliwie czekałam, jak znikną kucyki w oddali, skręcając w jakąś ścieżkę w lesie. Przecież „instruktor” musi mnie widzieć na koniu.

Jakie było moje zdziwienie, gdy instruktor poprowadził zestaw kucyków w moją stronę, tzn. skręcił w „moją” ścieżkę, na której stałam z koniem i idzie na mnie.  Na czołowe!

Co ona robi? Przeszło mi przez głowę. Prowadzi całe to towarzystwo, tzn. kucyki, dzieci, rodziców wprost na mnie. Na obcego konia. Czy nie rozumie, jakie mogą być konsekwencje spotkania kucyków z innej stajni z obcym (większym) koniem? Co z dzieciakami?

Stoję nadal w tym samym miejscu.  Nie mam gdzie się odsunąć nawet, bo ścieżka wąska, a obok chaszcze.

Jakieś 10 m. przede mną „instruktorka” się zatrzymała. Zatrzymał się – cały rządek kucyków. Spojrzała na mnie i pyta, czy może przejść obok?
Obok?!
Jak ona sobie wyobraża, że się zmieścimy?!
Na wąskiej ścieżce.

Powiedziałam stanowcze NIE! na głos. NIE – zabrzmiało bardzo dobitnie.

Dlaczego?
Padło z ust „instruktorki”.

Nie wierzyłam własnym uszom! Jeszcze się dziewczyna pyta DLACZEGO. Ma pod „opieką” jakieś 6-8 małych kucyków z 6-8 małymi dzieciaczkami na grzbiecie. I ona to wszystko będzie chciała „przepchnąć” na ścieżce obok mojej klaczy, która jednym kopem tylnych nóg może każdego z tych kucyków przewalić, a dziecko poturbować.

Gdzie instruktorzy mają wyobraźnię?

Instruktorka się obruszyła, coś wymamrotała pod nosem (chyba rzuciła mięsem pod moim adresem – tak się domyślam), ale „wycofała” na koniec rządek kucyków. Wyszło z tego niemałe zamieszanie.

A wystarczyło, żeby skręciła w inną ścieżkę.

Autor: Ewa Marynowska