Po wojnie w Jugosławii ten kraj pozostał mocno poraniony i podzielony. Składa się z kilku części:
Etniczni Chorwaci wyznający katolicyzm mieszkają w części zachodniej tzw. Hercegowinie.
Muzułmańskcy Bośniacy w centrum, które wrzyna się głęboko na północny-wschód, gdzie łączy się z położonym nad Sawą tzw. Autonomicznym Dystryktem Brczko, który jest pozostałością po siedzibie Wysokiego Przedstawiciela OBWE.
Bośniacy i Chorwaci utworzyli wspólną tzw. Federację Bośni i Hercegowiny ze stolicą w Sarajewie.
Na północny-zachód od Dystryktu Brczko, wzdłuż granicy z Chorwacją, oraz na południe od Dystryktu Brczko, wzdłuż granicy z Serbią i Czarnogórą znajdują się dwie rozdzielone części zamieszkałe przez prawosławnych Serbów tworzące wspólnie tzw. Republikę Serbską, która również uważa Sarajewo za swoją stolicę, chociaż jest administrowana z położonej w północnej części Banja Luki.
Sytuacja ta bardzo nie odpowiada zamieszkującym Bośnię i Hercegowinę „bośniackim” Serbom, którzy dążą do połączenia dwóch rozdzielonych części i większej autonomii. W swoich dążeniach są tradycyjnie wspierani przez Rosję, która już od dawna traktuje Republikę Serbską jak samodzielny podmiot państwowy.
W lutym parlament Republiki Serbskiej postanowił o przeprowadzeniu jeszcze w tym roku referendum niepodległościowego, czego wielkim zwolennikiem jest partia urzędującego premiera Milorada Dodika.
Perspektywa secesji Republiki Serbskiej, która w przyszłości mogłaby dążyć do połączenia się z Serbią wzbudza ogromny niepokój Zachodu. Dwa tygodnie temu dowódca sił NATO w Europie gen. Christopher Cavoli zapowiedział wysłanie w ten region dodatkowych sił wzmocnionych ciężką artylerią.
Z jednej strony, Zachód uważa, że zwaśnione strony nie mają wystarczającego potencjału do rozpoczęcia kolejnej kinetycznej fazy konfliktu, jednak z drugiej – woli się zabezpieczyć, obawiając się zwiększonych wpływów rosyjskich.
Tymczasem premier Dodik zapowiedział przeprowadzenie 2 maja, czyli w (zasadniczo niekonstytucjne) Święto Utworzenia Republiki Serbskiej wielkich demonstracji na rzecz seceji. Ma to być odpowiedź bośniackich Serbów na zapowiedziane tego samego dnia przez ONZ głosowanie w sprawie uznania zbrodni wojennych w Srebrenicy za ludobójstwo.
Jak łatwo zrozumieć, rezolucja ta, chociaż nominalnie nie wspomina o narodowości zbrodniarzy w Srebrenicy, nie wywołuje również entuzjazmu w samej Serbii, której prezydent Aleksandar Vučić po cichu wspiera aspiracje Dodika. Za to rząd bośniacki apeluje do Niemców, aby „dokręcili” Serbom śrubę zmniejszając niemieckie zaangażowanie inwestycyjne w tym kraju.
Milorad Dodik jednak wyczuwa nastroje wśród swoich ziomków i podkręca atmosferę. W tym roku już dwukrotnie był w Rosji, a kiedy z niej wrócił, to często powtarza, że „nie jest już w stanie nawet oddychać tym samym powietrzem, którym oddychają bośniaccy Muzułmanie”. Mówiąc krótko – Serbowie, zwłaszcza Serbowie w Bośni i Hercegowinie wciąż nie mogą pogodzić się narzuconymi w 1995 r. w Dayton rozwiązaniami i czują się upokorzeni we własnym kraju. Czy ten resentyment eksploduje? – To trudno przewidzieć, ale sytuacja w Republice Serbskiej od wielu miesięcy się zagęszcza.
Tak czy inaczej – premier Republiki Serbskiej ostrzega, że jeśli ONZ przyjmie rezolucję w sprawie Sarajewa, to jego kraj niezwłocznie „rozpocznie proces niepodległościowy”.
Obraz Igor Mitrovic z Pixabay
Zostaw komentarz